Właśnie wsiadłam do smoczusia, bo w taki oto pieszczotliwy sposób nazywam swoje autko, gdy niebo nagle pokryły burzowe chmury. Nienawidziłam takiej pogody, bo wtedy mój samochodzik był narażony na ubrudzenie.
- Alice, przestań użalać się nad tym samochodem i rusz wreszcie.
Prawie zapomniałam o tym, że na siedzeniu obok mnie siedział Marcus z którym miałam właśnie pojechać po Jacoba i Anastazję, którzy spędzili cały dzień na spotkaniu rodzinnym. Oczywiście na tę imprezę nie została zaproszona ich babka, co wszyscy przyjęli z ulgą.
- Nie marudź, bo będziesz musiał biec za smoczusiem, a śmiem twierdzić, że ostatnio nie jesteś w formie, więc to byłby jak dla ciebie za duży wysiłek.
- Naprawdę nazwałaś tak swoje Porsche? Jesteś okrutna.
- Zamknij się – powiedziałam i wyjechałam z podjazdu.
Uwielbiałam prowadzić samochód. Czułam wtedy, że mam nad nim władzę i tylko ode mnie zależy, co się stanie z tą maszyną.
Jechałam właśnie spokojnie przed siebie, pogrążona w myślach, gdy Marcus wyrwał mi kierownicę i zaczął na mnie krzyczeć. Spojrzałam na niego zdziwiona, a po chwili przyjrzałam się jezdni w której była wielka dziura. Zatrzymałam samochód i niemal z niego wyskoczyłam, podczas gdy Marcus narzekał na moje umiejętności w prowadzeniu samochodu.
Nie zwracałam uwagi na jego narzekanie, tylko kucnęłam nad wyrwą i ostrożnie dotknęłam gorącego asfaltu. To wszystko nie wyglądało na roboty drogowe.
- Marcus, proszę skup się i spróbuj wyczuć tutaj jakiekolwiek ślady magicznej energii – spojrzałam na niego poważnie, a on momentalnie zamknął oczy i jak podejrzewałam zaczął swym umysłem przeczesywać teren.
- Pierwszy raz coś takiego czuję, na pewno ludzie nie mają z tym nic wspólnego, ale nie sądzę też żeby to była sprawka naszych gatunków.
- Masz jakąś teorię? – zapytałam.
Nie odpowiedział mi od razu. Potarł w zamyśleniu swój podbródek i podejrzliwie rozglądnął się dookoła.
- Nie mogę użyć swojej mocy – powiedział ochrypłym głosem. – Musisz tutaj kogoś wezwać.
- Nie mogę. Nie ufam już nikomu, kto mógłby to zrozumieć.
- Alice – warknął groźnie Marcus i przygwoździł mnie do samochodu. – Nie możemy ryzykować, tutaj działała magia, której nie znamy, to może zagrażać nam wszystkim.
- Sugerujesz, że jakiś kosmita miał tutaj wypadek? – prychnęłam i odepchnęłam go od siebie.
- Bądź chociaż raz poważna. Coś się tutaj działo i zaangażowane były w to moce, których nie znamy.
- Myślisz, że mogą to być członkowie zakonu? – odezwałam się po dłuższej chwili ciszy.
- Wątpię, nie ujawnili się od czasów procesów na czarownice.
Przyglądam się moim kozaczkom z brązowej skórki i odliczam w głowie do dziesięciu, muszę mu się przyznać. Będzie wkurzony, że to ukrywałam, ale nie mam wyboru.
- A gdybym powiedziała ci, że jakiś czas temu byłam w Lynn, a dwójka mieszkańców rozpoznała moją prawdziwą naturę, pomimo że nie używałam swojej mocy?
- Co ty najlepszego zrobiłaś?! Sprowadziłaś ich na nas, po co tam polazłaś?
Zakryłam twarz dłońmi, miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu.
- To był przypadek. Byłam zdenerwowana i wyszłam w pierwszym miejscu jakie stanęło na mojej drodze. Poznałam tam chłopaka, ma na imię Patrick i w przeciwieństwie do swojego kolegi, nie ma mnie za potwora. I to chyba mnie jeszcze bardziej przeraża, bo powiedział, że chce mnie chronić – wyrzuciłam w rozpaczy ręce do góry i załamana ukryłam twarz w ramionach przyjaciela.
- Oni nas nie chronią – powiedział chłodno.
- Nie musisz mi o tym przypominać, ciągle się zastanawiam o co w tym wszystkim chodzi.
Marcus wsiadł bez słowa do samochodu i ponaglająco machnął ręką, żebym weszła do środka.
- Po powrocie opowiesz to wszystko przy Jacobie i Anastazji.
- Nie – odparłam przerażona.
- Musimy.
- On mnie zje. Nie chcę widzieć jego napadu szału, jego oczy robią się wtedy strasznie wąskie i zaczyna sapać jak ogarnięte szałem zabijania zwierzę.
- Trudno, mogłaś bardziej uważać.
- Mam przerąbane – powiedziałam i uderzyłam głową w kierownicę.
Całą drogę powrotną spędziliśmy w ciszy, Jacob i Anastazja najwyraźniej wyczuli, że coś jest nie w porządku i woleli nie przyśpieszać rozwoju wydarzeń. Jak dla mnie i tak ta cisza trwała za krótko. Jacob, gdy tylko wyszedł z samochodu zapytał się rozgniewanym głosem:
- Co się dzieje? Wyglądacie jakbyście otworzyli puszkę Pandory i zesłali na świat wszystkie możliwe nieszczęścia.
Zadrżałam i chciałam się cofnąć do tyłu, ale Marcus nie pozwolił mi na to, popchnął mnie w stronę Jacoba. Sprzedawczyk jeden.
- Dobra wiadomość, nie wypuściłam na świat wszystkich nieszczęść – zaśmiałam się nerwowo, ale gdy nikt mi nie zawtórował dodałam: – Jakby to powiedzieć, chyba napuściłam na nas zakon.
Jacob zrobił się purpurowy na twarzy, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć usłyszałam łagodny głos Anastazji:
- Czym jest ten cały zakon?
- Słyszałaś o Salem? – zapytał już spokojniej Jacob.
- Tak – powiedziała z wahaniem.
- Od tamtego czasu się już nie ujawnili. Tak naprawdę nie wiemy, kim oni są, ale z tego co mi wiadomo nie posiadają żadnych mocy, więc nie powinniśmy się ich obawiać.
O nie, zaczyna się wykład z historii, muszę się stąd zmyć.
- A ty dokąd się wybierasz? – wyszeptał mi do ucha Marcus.
- Donikąd – odpowiedziałam i ze spuszczoną głową poszłam za resztą towarzystwa do rezydencji.
- Czyli zakon polował na czarownice, rozumiem, że na polecenie Kościoła, tak?
- Nie, nie, nie – wybuchłam, bo nie mogłam wytrzymać jak Jacob nieudolnie tłumaczył historię. – To co robił Kościół tylko im pomogło, ale ich "misja" miała swoje korzenie gdzieś indziej...
- Alice nie opowiadaj bajek, tak naprawdę nikt nie wie skąd się wzięli – jęknął Marcus.
- A niby jak wytłumaczysz to, że potrafią nas rozpoznać i wiedzą o naszym świecie?
- Bo ja wiem – wzruszył ramionami. – Mieli farta i tyle.
- Uważaj, bo już w to wierzę – odparłam urażona.
- Dobra, koniec kłótni – krzyknęła Annie i rozdzieliła nas rękoma. – Co robimy?
- Jak to co? – zapytał z uśmiechem Marcus. – Znajdziemy go i dowiemy się wszystkiego, co jest nam potrzebne, nie możemy przecież pozwolić mu działać na własną rękę.
- Co ty... – zaczął Jacob, ale zrezygnował z dalszej przemowy.
- Jak? – zapytałam.
Marcus przechylił głowę i spojrzał na mnie wyzywająco.
- Chyba nie powiesz mi, że nie potrafisz go odnaleźć.
Schylam głowę i patrzę na stół. Oczywiście, że potrafię go znaleźć, tą energię poznałabym wszędzie.
- Jacob – mówię i patrzę mu prosto w oczy. – Chyba nie zgadzasz się z nim, nie możemy się tam przenieść.
- Właściwie – mówi. – Ufam mu i wierzę, że jego plan jest przemyślany.
No nie, to jest już przegięcie, czy oni się zmówili przeciwko mnie?!
- To jest niebezpieczne. Annie i Marcus nie mogą używać swoich mocy poza rezydencją, a może już o tym zapomnieliście?
- Chyba to ty o czymś zapomniałaś – zaśmiał się Marcus. – Twój chłopaczek ponoć obiecał cię chronić.
- Marcus, proszę cię nie przeginaj.
Chłopak rozbawiony podniósł ręce do góry i udawał, że się poddaje. Obrażona zaplotłam ręce na piersi i kręciłam głową nie wierząc, że to wszystko dzieje się naprawdę.
- Alice – powiedziała Annie i położyła rękę na moim ramieniu. – Nie gniewaj się na nich, wszyscy chcemy przecież wyjść cało z tej sytuacji.
Westchnęłam, gdyby to wszystko było takie proste jak jej się wydaje, to byłoby wspaniale.
- Dobrze, ale zrobimy to na moich warunkach – Spojrzałam poważnie na Jacoba, który nawet się nie wzdrygnął. – Idziemy we dwójkę, Anastazja jest zbyt ważna, więc zostaje z Marcusem.
- Miałem inne plany, ale dobrze, niech tak będzie, sami też sobie poradzimy.
- To kiedy ruszamy? – zapytałam.
- Może teraz – zaproponował i przysięgłabym, że zobaczyłam w jego oczach rozbawione ogniki.
Jak się okazało, Jacob miał w salonie skrytkę z bronią. Dlaczego mnie to nie dziwi? Tak czy siak, nasza wyprawa miała się odbyć, a jedyne co robiłam, to dygotałam z przerażenia. Anastazja zasugerowała, że powinnam się przebrać, ale ja nie rozstaję się z moimi sukienkami.
Jacob złapał mnie za rękę i uśmiechnął się próbując dodać mi otuchy. Nie udało mu się. Przełknęłam ślinę i wyciągnęłam przed siebie rękę, stworzyłam portal. W środku było mnóstwo tuneli, ale tym razem nie wiedziałam gdzie iść, nie mogłam zapanować nad nerwami. Widząc to, Jacob przytulił mnie mocno i wyszeptał mi do ucha:
- Uspokój się, przecież potrafisz to zrobić.
Dopiero jego zachrypnięty głos mnie uspokoił, moje ciało momentalnie przestało drżeć, zachwycałam się ciepłem bijącym od niego. Niespodziewanie poczułam w żołądku dziwne skurcze. Nagle zapomniałam o wszystkich lękach i zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę jestem silna. Jacob miał rację, od dziecka czułam się w tunelach jak w drugim domu, więc bez problemu mogłam odnaleźć drogę.
Zamykam oczy i wyobrażam sobie Patricka, spowijającą go błękitną energię, właściwie, to jego energia ma identyczny kolor jak jego oczy. Teraz potrafię poczuć zapach tych drobnych iskierek otaczających jego istotę, idę prosto w ich stronę, aż mam pewność, że jestem w odpowiednim miejscu. Otwieram oczy i odwracam się do Jacoba.
- To tutaj, za tymi drzwiami.
- Co to za miejsce?
- Francja.
- Ale mówiłaś...
- Wiem, co mówiłam, najwyraźniej mnie szukał i to byłaby tylko kwestia czasu, zanim dotarłby do Polski.
- To oznacza, że się myliłaś z podejrzeniami, jeszcze cię nie znalazł.
- Nie jesteśmy niczego pewni, Jacob.
- W takim razie chodźmy.
Stworzyłam wyjście z portalu w drzwiach małej knajpki i miałam nadzieję, że nikt nie zauważy niczego dziwnego w naszym wejściu. Powinnam być bardziej ostrożna, ale zważywszy na miejsce i okoliczności, to było najrozsądniejsze wyjście, a przynajmniej tak sobie wmawiałam.
Do moich uszu dobiegł perlisty śmiech, nie czekałam ani chwili, tylko odwróciłam się w stronę z której dobiegł. Przed oczami zobaczyłam Patricka ubranego w granatowe bermudy i koszulkę polo w biało-granatowe paski. Zauważywszy obiekt mojego zainteresowania, Jacob stał się nad wyraz czujny i nie wiedzieć czemu zrobił krok do przodu i zasłonił mnie przed wzrokiem blondyna.
- Kochana, dyskretne wejścia najwyraźniej nie należą do twoich ulubionych - powiedział rozbawiony chłopak, a ja poczułam się pewnie i odpychając na bok Jacoba, dosiadłam się do Patricka. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że nie siedział sam przy stoliku.
- Alice, to jest mój starszy brat, Arthur.
Chłopak uśmiechnął się miło i skinął lekko głową. Jego włosy były koloru przybrudzonego piasku, a rysy twarzy miał znacznie bardziej wyraziste niż jego młodszy brat. Zauważyłam również, że ma zielone oczy, co było kolejną rzeczą, która odróżniała go od brata.
- Och - zreflektowałam się po chwili. - A to jest Jacob. – powiedziawszy to odwróciłam się i zobaczyłam stojącego na baczność chłopaka. - Na litość boską, Jacob, usiądź, bo zwracasz na nas niepotrzebną uwagę.
Niechętnie mnie usłuchał, a ja odetchnęłam z ulgą. Znowu zaczęłam odliczać od dziesięciu do jednego, żeby się uspokoić, ale nic mi to nie dało.
- Muszę wiedzieć - wybełkotałam.
Patrick uśmiechnął się łagodnie i sięgnął po moją dłoń, jednak uniemożliwił mu to Jacob, który odtrącił jego rękę. Na ten gwałtowny ruch zareagował również Arthur, który nagle cały się spiął, gotowy w każdej chwili wykręcić Jacobowi kończyny. Najwidoczniej nie tylko nad moim towarzyszem testosteron przejął górę.
- Wiem - odpowiedział Patrick ignorując zachowanie naszych towarzyszy.
- Kim jesteś?
Zaśmiał się i przeczesał dłonią po swoich blond włosach.
- Zadajesz niewłaściwe pytania. Powinnaś zapytać skąd pochodzę.
- A więc skąd pochodzisz? - zapytałam czując jak powoli rośnie we mnie irytacja.
- Wiesz kim była Enelyë?
- Oczywiście, to była ostatnia królowa elfów będąca w prostej linii spokrewniona z pierwszym królem, założycielem królestwa elfów.
- Tak, a wiesz coś o jej potomkach?
- Nie istnieją.
- Ach tak, ciekawe. Arthur, czy możesz pokazać jej tatuaż?
Chłopak posłusznie skinął głową i podwinął rękaw swojej koszuli. Na jego ramieniu widniał skomplikowany wzór tworzący jedyny w swoim rodzaju, magiczny symbol.
- Alice? - usłyszałam niepewny głos Jacoba.
Nie wiedziałam co robić, a Jacob choćby nie wiem jak chciał, nie mógł mi pomóc. Potrzebowałam do tego Marcusa.
- Znam ten tatuaż. Noszą go członkowie królewskich rodów.
- Źle mu tłumaczysz. W każdej linii tatuaż dostaje tylko jedna, albo dwie osoby, w zależności od tego ile osób potrzebuje ochrony strażnika.
- Ma rację - patrzę w oczy Jacoba i nie wiem jak mu to wszystko wytłumaczyć, skoro sama nie rozumiem, co się tutaj dzieje. - Strażniczką mojej mamy, jest jej siostra. Jednak jest coś, co odróżnia te tatuaże, niewielkie zakrzywienia, które nie będzie potrafiło dostrzec niewyuczone oko.
- Co oznaczają te różnice? - pyta Jacob.
- Pozwalają one rozróżnić, z jakiego rodu pochodzą.
Zamykam oczy i robię parę głębokich oddechów, muszę sobie to wszystko poukładać.
- Mogę? - pytam się Arthura i sięgam po jego rękę, gdy mi na to przyzwala skinieniem głowy.
Dotykam delikatnie jego tatuażu i czuję przepływ jego mocy. Nie mam wątpliwości, jest prawdziwy.
- Jak? - pytam chłopaka, a on uśmiecha się smutno.
- Szczęście i dodatkowy zmysł rozpoznawania ras. To pomogło naszym przodkom przetrwać.
- Mówiono mi, że nie istniejecie, ponoć nie miała dzieci.
- Miała, ale takie, które nie powinny się narodzić.
Poczułam jak moje serce zwalnia, otrzeźwił mnie dopiero głos Jacoba.
- Alice, nic nie rozumiem.
- To są potomkowie Enelyë, mało tego, Patrick najwyraźniej jest tym, który spokojnie mógłby zostać królem. Ma do tego prawa.
- Skąd ta pewność?
- Arthur jest jego opiekunem, a jego otrzymują tylko osoby najważniejsze w danej linii - odpowiadam, a po chwili znowu zwracam się do Arthura. - Kto był ojcem jej dzieci?
- Philip, czarodziej.
Jacob zrobił duże oczy przepełnione zdziwieniem, ale ja się tego domyślałam. W końcu nazwali swoich przodków mianem dzieci, które nie powinny się narodzić.
- Dobrze, a teraz ja zadam ci pytanie - powiedział Patrick. - Powiedziałaś, że twoja matka ma stróża, do którego rodu należysz?
- Zrodzeni z bluszczu - powiedziałam.
Nie było sensu używać łacińskich nazw, bo i tak wiedzieli, o co chodzi. Arystokracja wśród elfów dzieliła się na pięć rodów, z czego aktualnie pozostało ich tylko cztery. Mój ród panował nad królestwem od czasów zaginięcia, albo raczej obalenia Enelyë.
- Czy czasem oni nie przejęli władzy? - zapytał Patrick marszcząc czoło.
- Tak - powiedziałam poważnie.
Zapadła długa chwila ciszy, wszyscy byliśmy świadomi tego, że nasze rodziny wielokrotnie zwalczały siebie nawzajem.
- Która jesteś w kolejce do tronu? - zapytał Arthur.
- Moja matka jest królową, jej siostra strażniczką, a ja nie mam rodzeństwa. Prosta matematyka.
- Cholera - warknął niezadowolony Patrick.
- A temu, o co znowu chodzi? - uniósł się niezadowolony Jacob.
- Mamy dostęp do różnych przecieków z waszego świata - szybko tłumaczy chłopak. - I to co wiem nie cieszy mnie ani trochę. Chcą się pozbyć następczyni tronu.
- Kto? - pyta mój towarzysz.
- Nie wiem dokładnie, ale mogę się dowiedzieć.
- Może to ma coś wspólnego z tą dziwną wyrwą w betonie – rzuca zamyślony Jacob.
- Czym? - zapytał chłopak.
- Właśnie po to tutaj przybyliśmy. Zastanawialiśmy się czy możesz mieć coś wspólnego z tym dziwnym zjawiskiem – opowiadam.
- Zapewniam cię, że nie wiem o czym mówisz. Jak dla mnie to brzmi jak bełkot.
Jacob odwrócił się w moją stronę i nie słuchając już Patricka, zapytał:
- Co robimy?
- Nie wiem, ale chyba powinien z nimi porozmawiać Marcus. To on jest tropicielem, wyczuje czy ich energia pokrywa się z tamtą, jednak wątpię by tak było.
- A tak właściwie, co robicie w Paryżu? - zapytał Jacob, nagle bardzo zainteresowany chłopakami.
- Musiałem pojechać na tymczasowy urlop. Nie wszystkim spodobała się moja znajomość z czystej krwi elfem.
- No tak, macie nas za wynaturzenie.
Patrick śmieje się, a jego twarz staje się jeszcze piękniejsza.
- Jeżeli mamy już kogoś tak nazywać, to do nas bardziej pasuje to miano. Wszyscy ze zmieszanej krwi elfa i czarownicy mają zdolność rozróżniania ras, ale pewnie nie wiesz, że magiczne zdolności nie przechodzą tak samo jak w normalnych warunkach. Spójrz na mnie i na Arthura, on jest starszy, a nie odziedziczył żadnej mocy, za to ja posiadam część zdolności elfów i czarodziei.
- Alice, nie mamy wyjścia, musisz tutaj ściągnąć Marcusa, bo jesteśmy w sytuacji bez wyjścia - powiedział przejęty Jacob.
Nie wiem jak on to robił, ale jego nerwowy nastrój zaczął mi się udzielać.
- O czym ty mówisz? - pytam zbita z tropu.
- Jesteś skłonna uwierzyć w każdą jego bajeczkę, a dla kontrastu ja mu nie wierzę i mam wielką ochotę sprać tę jego śliczną buźkę.
- No i?
- Mamy remis, więc potrzebny nam trzeci głos wiedzący, co zrobić z tymi oto osobnikami.
- Nie zostawię cię tutaj samego!
- Poradzę sobie.
Spoglądam w panice na Patricka i Arthura, po czym znowu patrzę na zadowolonego z siebie Jacoba.
- Wiem - odpowiadam i dodaję bardziej piskliwie: - To o nich się boję.
Po długich namowach Jacoba, w końcu dałam się przekonać, że chłopcy nie skoczą sobie do gardeł jak tylko ich opuszczę. Zrezygnowana weszłam do tunelu od razu odnajdując drogę do przyjaciół. Pierwsze co zobaczyłam po wyjściu z portalu, to leżącą na Marcusie Anastazję. Od razu odwróciłam się i wydałam z siebie trudny do zidentyfikowania odgłos.
- Wynajmijcie sobie pokój! – krzyknęłam i skrzywiłam się nieznacznie.
- Po co, skoro i tak tam wejdziesz? - zapytał ironicznie Marcus.
Odwróciłam się wściekła i kątem oka zobaczyłam, że Anastazja poprawia właśnie bluzkę. Mniejsza o to, ona w tym momencie nie była ważna. To Marcus mnie wkurzył.
- W ładny sposób ją pilnujesz, nie ma co! - prychnęłam.
- Ten sposób ochrony niestety nie działa tylko na ciebie, ty wszędzie wejdziesz bez pytania.
- Och, a nie pomyślałeś, że mam ku temu powód?!
Mina Marcusa spoważniała i już uważniej spojrzał na mnie, a potem powędrował wzrokiem za moje plecy, tak jakby kogoś szukał.
- Co się stało i gdzie jest Jacob? - zapytał zdenerwowany.
Anastazja momentalnie uniosła głowę i czujnie rozejrzała się po pokoju, tak jakby zza zasłon miał nagle wyskoczyć jakiś wróg.
- Zostawiłam go.
- Alice – głos Marcusa zadrżał groźnie. – Ile razy mam ci powtarzać, że nie możesz go zostawiać w tunelu!
- Nie zostawiłam go w tunelu, tylko w Paryżu z Patrickiem i jego bratem.
Marcus opadł na krzesło i przyłożył sobie rękę do czoła w wyrazie bezsilności.
- Co zrobiłaś? - wycedził słabym głosem.
- Nie miałam wyjścia, potrzebujemy twojej opinii.
- Nie mogę zostawić Anastazji samej.
Zaplotłam ręce na piersi i uśmiechnęłam się ironicznie.
- Spokojnie, niepotrzebni jej tacy stróże jak ty, wyobraź sobie, że jest bezpieczna przy swojej strażniczce, więc idzie z nami.
- Ale... – zaczął mówić, ale powstrzymało go gniewne spojrzenie Anastazji, która stała już przy mnie i czekała aż przeniosę ich na miejsce.
Ostatnie słowa, jakie usłyszałam przed wejściem do tunelu, pochodziły od Anastazji, która stwierdziła, że zawsze chciała zobaczyć Francję.
Drogi pamiętniku,
dawno nic nie pisałam i teraz spróbuję to nadrobić, ale nie myśl sobie, że streszczę ci wszystko, co się działo, bo działo się bardzo dużo.
Jedną rzecz musisz wiedzieć, podejrzewam, że Loretta żyje, ale jeszcze nie powiedzieliśmy o tym Anastazji, bo chcemy, żeby dokończyła szkolenie. Nie może wcześniej narażać się na niebezpieczeństwo ze strony Elizabeth.
Punkt kolejny to Patrick. Uwierzysz, że jest mieszanką elfa i czarownicy? Ja też nie mogłam tego pojąć, ale przynajmniej wiem, że z jego strony nic mi nie grozi, bo czasy Salem się skończyły i skoro my przestaliśmy polować na nich, to oni też darowali sobie te wszystkie uprzedzenia. No może poza jednym, niektórzy z nich mają osoby czystej krwi za potwory, bądź dziwolągi. Jak zwał tak zawał i tak jest to obraźliwe.
Co tam jeszcze… Nie sądzę, żeby Jacob z Patrickiem mieli się zaprzyjaźnić, ale może się mylę i chęć Jacoba do pobicia Patricka, to tylko wyraz sympatii.
Dużo tego, co? O taak mi też się miesza w głowie od tych wszystkich informacji.
To tyle, mam nadzieję, że takie wyjaśnienia są wystarczające xoxo
Acha i prawie bym zapomniała.
Sposoby na irytującego Jacoba:
10# Wylać na niego kubeł z zimną wodą, kiedy następnym razem zacznie się mądrzyć.
A
_______
Wow, jestem z siebie dumna, ponad 3 tysiące słów :-) Normalnie piszę krótsze rozdziały, ale nie miałam serca tego dzielić, bo to nie miałoby sensu.
Rozdział dodałam też trochę wcześniej. Heh coś nie zawsze mi wychodzi wytrzymanie do piątku, żeby nowy post wrzucić :-)
Dziękuję za komentarze ♥
I jeszcze jedno. Przeprowadzam na zajęcia ankiety o czytelnictwie. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś to uzupełnił, bo brakuje mi paru egzemplarzy, a chyba już wszystkich tym przemaglowałam. Możecie na pytania odpowiedzieć w komentarzu, albo napisać na e-mail: kreskowa.ola@gmail.com
Link do ankiety: http://historia-strazniczki.blogspot.com/p/ankieta.html
Najpierw komentarz, potem ankieta :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział. Wreszcie Alice spotkała się znowu z Patrickiem, bardzo go polubiłam, choć nie jestem pewna jego intencji.
Czy dobrze zrozumiałam, że Partick mógłby być królem zamiast Alice? Bo jeśli tak to najlepiej dla królestwa byłoby gdyby się pobrali - dwa rody zmieszane w jedno :) No tylko Jacob by na tym ucierpiał, choć chyba nie żal by mi go było. I tak nie podbija do Alice, a gdyby Alice zyskała narzeczonego, może by zaczął. Ale wymyśliłam hehe, a wcale to nie takie głupie :)
Czcionka podoba mi się, nawet chyba lepsza niż poprzednia. Rzeczywiście, nie byłoby sensu rozbijać ten rozdział.
Pozdrawiam
Tak, dobrze zrozumiałaś. Patrick może zostać królem, a przynajmniej w teorii, bo w rzeczywistości to nie będzie takie łatwe :-)
UsuńA jeśli chodzi o Jacoba, to mogę powiedzieć tyle, że w dość specyficzny (chociaż możliwe, że przewidywalny) sposób wpłynie na niego obecność Patricka :)
,,Właśnie wsiadłam do smoczusia"
OdpowiedzUsuń,,Naprawdę nazwałaś tak swoje Porsche? Jesteś okrutna."
AHAHAHAHA ;D JESTEŚ BOSKA HAHAHA
,,Niestety ten sposób ochrony nie działa na ciebie. Ty wejdziesz wszędzie"
Ty to potrafisz układać dialogi hhaha :D
Alice i Jacob <3 takie miałam wrażenie po przeczytaniu tg rozdziału. Anastazja i Jacob to rodzeństwo? (Wybacz, ale nie pamiętam wszytkich szczegóło z poprzednich wpisów i jeszcze nie przeczytałam do końca poprzedniej części... ;_; )
Bardzo mi się podobał ten rozdział. Jak czytałam to czułam, że czytam taką profesjonalną książkę. Bardzo miło się czytało :)
Alice mnie czasami dobija XD zachowuje się nieraz nieodpowiedIalnie bo jest na kogoś wkurzona XD ale nie ma tzw. syndromu wkurzającej bohaterki. Jest taka życiowa, uczy się na błędach itp ;P
W mojej glowie pojawiły się obrazki jak doszłam dp fragmentu ,,Anastazja leżała na Marcusie" ;3 mam dziś dobry, mega, humor a Twój rozdział mi go jeszcze polepszył ;D
Zastanawiam się czy Patrick i Jacob się pobiją...
Loretta żyje. Moje intuicja fanatyczki fantastyki działa :3
Więcej domysłów nie mam... A jak się jakieś znajdą we wnętrzu mego mózgowia to dam znać ;P
fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com
Pozdrawiam i duuuużooooo weeeenyyyy życzę ;)
Lubię jak ktoś rozumie moje dziwne poczucie humoru :)
UsuńAnastazja i Jacob są rodzeństwem ciotecznym, czyli są kuzynostwem pierwszego stopnia, ich matki są siostrami. Wcześniej chyba o tym powiązaniu nie wspomniałam, nazywałam ich chyba po prostu kuzynostwem.
Profesjonalna książka – ach, marzenie ♥
To co mówisz o Alice bardzo mnie cieszy, bo lubię opisywać takie osoby, a w poprzedniej części nie wszyscy lubili Alice, a to przez to, że czasami bywa suką i po prostu powie co myśli, niekiedy raniąc tym innych.
Loretta i to czy żyje – tajemnica, nie potwierdzam i nie zaprzeczam :)
Twoje komentarze są zawsze takie bardzo entuzjastyczne, że naprawdę podczas czytania ich poprawia się humor :D
Yay!!! To się cieszę bardzo ;P
UsuńRodzeństwo cioteczne... Sama mam takich braci i to aż pięciu!!!! I trudno mi wytrzymać z nimi dziesięć minut. I jeśli Loretta żyje to nie dziwie się, ze uciekł haha ;P
Pozdrawiam i weny ;*