Chapter 10

Patrick uśmiecha się słodko, a ja tracę oddech. Jego twarz jest tuż obok mojej, czuję jego subtelny zapach i mam ochotę chwycić go za koszulę i przylgnąć do niego, chciałbym teraz całować go bez opamiętania, ale nie mogę. Nie oszukujmy się, to jest tylko namiętność, nic więcej do niego nie czuję. Tak naprawdę, nawet dobrze go nie znam.
A jednak...
Patrząc w jego cudownie niebieskie oczy, mam ochotę jęknąć z żalu. Moja masochistyczna natura najwyraźniej dała o sobie znać, skoro w taki okrutny sposób siebie torturuję, nie pozwalając nawet na jeden pocałunek.
– Zachowujesz się dziwnie – mówi.
Nawet sobie nie wyobraża jak bardzo zaczęło mi odbijać w ostatnim czasie.
– Alice, słuchasz mnie w ogóle?
Patrick przygląda mi się uważnie, a z jego twarzy znika uśmiech.
– Co się stało?
Odwracam głowę, żeby nie patrzeć na niego i cicho mówię:
– Nic, jestem zmęczona.
Nie zdążył nic powiedzieć, bo z sali wyszedł Arthur, który z miną seryjnego mordercy, zwrócił się do swojego brata:
– Marcus chce z tobą pogadać.
– Rozmawiam z Alice – sprzeciwił się.
– Masz się ruszyć i pójść do Marcusa, bo ma ci wytłumaczyć parę zasad.
– Niech ci będzie, ale robię to tylko dlatego, że nie chcę słuchać twojego narzekania.
Patrick odmaszerował do sali, mamrocząc coś pod nosem. Atmosfera na korytarzu wydawała się napięta, aż do czasu, gdy Patrick trzasnął drzwiami, a ja z Arthurem, wybuchliśmy śmiechem.
– Powiedz, że mi się to śni.
– Musiałem go jakoś od ciebie odciągnąć.
– A to dlaczego? – pytam poruszając zabawnie brwiami.
Nie odpowiada od razu, bierze mnie za rękę i prowadzi prosto do drzwi. Patrzę na niego zaskoczona, ale tylko kręci głową. Stajemy przed moim kochanym samochodzikiem, do którego – o zgrozo – na miejsce kierowcy wsiada Arthur.
Nachylam się do okna i pełna złych przeczuć, mówię:
– Jesteś z tej samej gliny, co Marcus, nie będziesz delikatny dla mojego smoczusia, więc wstań i usiądź na miejscu pasażera.
– Nie dzisiaj, wsiadaj.
Niechętnie go posłuchałam i usiadłam na fotelu pasażera. Odpalił moje kochane Porsche i ku mojemu zaskoczeniu, wyjechał z podjazdu, nie robiąc przy tym krzywdy mojemu maleństwu.
– Pewnie się zastanawiasz, dlaczego cię wywożę? – nie czekając na odpowiedź, kontynuował: – Pomyślałem, że przyda ci się ratunek.
– Ratunek? – zapytałam nie rozumiejąc, co ma na myśli.
– Tak, nie możesz ciągle przebywać w towarzystwie dwóch kogutów, napalonych na ciebie.
– Chyba jednego, twojego brata.
Odwrócił wzrok od jezdni i spojrzał na mnie z politowaniem.
– A ponoć to faceci są ślepi.
– Nie podoba mi się ta podróż, a tak w ogóle, gdzie jedziesz? O tej godzinie są straszne korki.
– Nie martw się, nie jedziemy do centrum.
– A gdzie?
– Niespodzianka.
Irytowanie mnie, musi być ich cechą rodzinną.
Nie mając wyboru, siedziałam naburmuszona obok zadowolonego z siebie Arthura i wymyślałam sposoby na skuteczne zadanie mu bólu. Niestety nie mogłam tego zrobić. Co prawda nie ograniczało mnie poczucie winy, czy nakaz Marcusa, żebym panowała nad sobą. Prawda była taka, że Arthur był silny. Sztuki walki opanował pewnie w podobnym stopniu, co Marcus, ale na tym się kończyły podobieństwa. Pomimo zapewnień chłopaków o tym, że Arthur nie należy do magicznych istot, ja czułam w nim moc. Może nie była ona taka jak elfów, które znałam, ale wiedziałam, że dysponował siłą i być może, podobnie jak mnie, nie można było go łatwo zranić.
– Ta cisza nie wróży niczego dobrego – powiedział i spojrzał na mnie uważnie, szukając odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie.
– Próbuję tylko znaleźć twój słaby punkt, wiem, że jesteś silniejszy niż inni ludzie.
– To nie jest żadna tajemnica – wzruszył ramionami.
– Nie mówię o takiej sile. Twoja rola strażnika… – zastanawiam się chwilę nad tym co powiem, a on w tym czasie zmienia bieg i wjeżdża w uliczkę, pozornie nie odróżniającą się niczym od innych. – Masz siłę i wytrzymałość elfów.
Marszczy czoło i wzdycha przeciągle. Wie, że nie dam mu spokoju, bo jestem pewna tego co powiedziałam i co ważniejsze, mam rację.
– Nie powiem, że masz rację, bo kobietom odbija, gdy to słyszą. Nie mogę się też nie zgodzić z tym co powiedziałaś, jednak to nie zmienia faktu, że nie jestem elfem. Nigdy nie ujawniły się u mnie takie moce jak u Patricka.
– Wielkie mi co, nawet nie potrafi stworzyć porządnego portalu.
Zaplotłam ręce w wyrazie buntu, a on zaśmiał się pod nosem. Miałam świadomość, że to co robię jest dziecinne, ale w tamtym momencie nie obchodziło mnie to. Wszyscy wciąż mówili o Patricku, niby jest taki wyjątkowy… A tak nie jest. Jego umiejętności są żałosne, a ja mam go jeszcze uczyć. Zabawne. Ciekawe jak sobie to wyobrażają.
– Jesteśmy na miejscu – powiedział zadowolony z siebie Arthur i wyszedł z samochodu, nie czekając na mnie.
Pobiegłam za nim, chcąc odzyskać kluczyki, których oczywiście od niego nie otrzymałam. Weszliśmy do żółto-różowego budynku, który wyglądał nieciekawie, a przynajmniej z zewnątrz. W środku stało dużo okrągłych stolików, przy których siedzieli zadowoleni ludzie, jedzący słodycze.
– Dwa pucharki lodów z truskawkową polewą – powiedział i spojrzał na mnie pytająco.
– Jakie chcesz smaki lodów?
– Wszystkie czerwone.
– Co? – zmarszczył brwi, a po chwili roześmiał się. – Dobrze, niech będą wszystkie czerwone lody, jakie macie.
Chwilę później, dostałam pucharek wypełniony po brzegi różnymi odcieniami czerwieni i różu. Nie wiem jak to się stało, ale widząc to cudo, zapomniałam, za co się gniewałam na Arthura. Chłopak zaprowadził mnie na taras z którego miałam widok na przepiękny park.
– Znalazłem to miejsce, gdy sprawdzałem okolicę – odpowiada na pytanie, którego nie zadałam, a które pojawiło się w mojej głowie.
– Masz oko do takich rzeczy.
– Tak, ale nie rozmawiajmy o tym. Wolałbym porozmawiać o twojej podopiecznej.
Momentalnie robię się spięta i czujna. Sięgam umysłem do niej, ale zdaję sobie sprawę, że wszystko jest dobrze.
– Co się stało?!
– Ma nas dosyć.
– Nie tylko ona – odpowiadam szybko, broniąc przyjaciółki.
Arthur kręci głową i wpatruje się w jakiś niewidzialny punkt za moimi plecami.
– Dla ciebie, Jacoba i Marcusa, rozmawianie z nami po angielsku nie sprawia problemu, bo mieszkaliście w Anglii, ale ona nie zna go aż tak dobrze i źle się czuje, gdy wszyscy mówią w tym języku.
– Przecież też rozmawia po angielsku.
– Tak, ale nie wszystko rozumie. Porozmawiaj z nią o tym. Oczywiście razem z Patrickiem zaczniemy naukę jej języka, jednak nie od razu Rzym zbudowano.
– Dobrze – odpowiadam, ale moje myśli krążą wokół czegoś innego. – Tak właściwie, to skąd wiesz, co ona myśli? – pytam.
Intensywnie wpatruję się w niego, gdy unika mojego wzroku i wydaje się aż za bardzo zaabsorbowany jedzeniem zielonych lodów.
– Nie odpowiesz mi?
Podnosi wzrok i przewraca oczami.
– Dobrze, ale Patrick nie może o tym wiedzieć.
– Myślałam, że mówicie sobie o wszystkim.
– Alice, to jest mój brat, a nie ksiądz.
Lubię go, zdecydowanie go lubię. Nie wiem, co takiego w sobie ma, ale jest taką ulepszoną wersją Marcusa.
Marcus 2.0.
– Dobrze – wracam do świata ludzi i uśmiecham się lekko. – W takim razie skąd tyle wiesz, nie możesz być aż tak dobrym obserwatorem.
– Masz rację – pokiwał głową, a jego piaskowe włosy, opadły mu na twarz, zasłaniając trochę oczy. – Patrick o tym nie wie, ale jestem empatą. Moje zdolności zwiększyła królewska krew i właśnie w taki sposób doszło do tego, że umiem nie tylko wyczuć stan w jakim znajduje się jakaś osoba, ale mam też wgląd w inne rzeczy. Nie mogę co prawda czytać w myślach, ale czasami sami nieświadomie przesyłacie mi pewne informacje.
– Dlaczego mówisz mi o tym? – pytam zaintrygowana.
– Tylko ty możesz mnie zrozumieć.
Odstawił na bok pucharek po lodach i oparł się wygodniej na wiklinowym krześle. Patrzył w przestrzeń, a ja nie umiałam mu przerwać. Jego słowa wstrząsnęły mną do tego stopnia, że siedziałam spokojnie i grzecznie czekałam aż sam dokończy opowieść.
– Od wielu lat przyglądają się twojej rodzinie. Nie wiedzieć czemu podejrzewali, że coś z wami jest nie tak. Wszystkie te pogłoski spotęgowały twoje narodziny i wiadomość, że kolejna następczyni tronu zostaje strażniczką.
– To nic dziwnego, przecież od tego jesteśmy.
– Nie – przerwał mi oschle, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. – To nie jest normalne, powinnaś mieć swoich strażników, a nie chronić jeszcze inny gatunek.
– Nagle wyszedł z ciebie dupek – szepnęłam.
Zignorował moje słowa i kontynuował swój monolog:
– W mojej rodzinie nigdy nikt z prostej linii nie został strażnikiem czarownicy, możemy chronić jedynie swoich.
– Ale w mojej rodzinie...
– Twoja rodzina jest inna – przerwał mi.
– Jak to?
– Nie wiem. Naprawdę nie wiem, na czym to polega, ale czuję twoją więź z Anastazją i mam pewność, że wyczuwasz ją w identyczny sposób jak ja większość ludzi i istot magicznych.
– To zmysł strażniczki.
– Mylisz się, strażnik może sprawdzić gdzie jest jego podopieczny i czuje jego niepokój bądź lęk. Z tobą jednak jest inaczej, czujesz każdą emocję Anastazji, wystarczy, że po to sięgniesz. Jesteś taka jak ja.
– Jak? – pytam.
– Wszyscy powtarzają, że twoja moc jest niezwykła – nachyla się do mnie i szepcze: – Boją się ciebie.
Czuję jak po moim ciele przechodzą ciarki. Nie chcę w to wierzyć, nie teraz, gdy w końcu uwierzyłam w to, że jestem w miarę normalna.
– Nie powiesz mi chyba, że wyciągnąłeś mnie tutaj tylko po to, żeby o tym porozmawiać.
Arthur spoważniał i pokręcił szybko głową.
– Masz rację, nie to było moim celem. Zauważyłem, że z Marcusem macie swój sekret, którym jeszcze nie podzieliliście się z resztą paczki Scoobiego.
– Nie wiem, o czym mówisz – kłamię, patrząc mu prosto w oczy.
Wie, że gram. Potrafi mnie przejrzeć, ale nie chcę dać za wygraną.
– Mogę wam pomóc odzyskać Lorettę.
Nie wiem, co powiedzieć. Dawno nie rozmawiałam z Marcusem na ten temat, a już na pewno nie przy świadkach, więc skąd to wiedział?
– Naprawdę chcesz się bawić w udawanie, że nie wiesz, o czym mówię?
– Nie udaję.
– Cholera jasna! Alice, ogarnij się, jesteś jej strażniczką. Twoim obowiązkiem jest zapewnienie jej bezpieczeństwa, nie możesz faworyzować Anastazji!
– Nie robię tego! – krzyczę na niego.
Wstaję gwałtownie, a moje krzesło ląduje na ziemi. Arthur nie zostaje w tyle i robi to samo. Po chwili stoimy naprzeciwko siebie i rzucamy w siebie wyimaginowanymi gromami.
– Musisz mi pomóc ją ocalić – cedzi przez zęby.
– Po co jest ci potrzebna Loretta?
Wysuwa krzesło spod sąsiedniego stolika i siada na nim. Opuszcza głowę i zachowuje się tak jakby stracił wszystkie siły. Podchodzę bliżej i nie mogąc uwierzyć w to, co widzę, kucam obok niego i dotykam jego policzka. Tak jak przypuszczałam, moje palce natrafiają na łzy, które cicho spływają po jego twarzy.
– Arthur – szepczę.
– Czuję to – mówi ledwie słyszalnym głosem. – Ona jest mi przeznaczona, jeżeli jej nie uratuję, stracę szansę na miłość.
– Nie ma mowy, nie bawię się w to. Kolejny bawi się w wiarę w przeznaczenie, wystarczy mi Marcus, ty wymyśl sobie inną obsesję.
Podnosi wzrok i patrzy na mnie błagalnie.
– Ty i Marcus tworzycie połączenie, dzięki któremu odkryłem, że to jej szukałem.
– Nawet jeśli udałoby nam się ją odnaleźć, co po tylu latach graniczy z cudem, to nie moglibyście być razem.
– Nie jestem elfem.
– Ale nie jesteś też człowiekiem, ani czarownicą, tak jak ona.
– I co, nic nie zrobisz?
– Tego nie powiedziałam, coś tam zrobię...

A

Następne rozdziały pojawią się: 5.06 (piątek), 9.06 (wtorek).




4 komentarze:

  1. ,,tego nie powiedziałam. Coś tam zrobię." - Alice rusza do akcji!!! ;D
    Fanny rozdział miło się czytało :)
    Najbardziej podobała mi się rozmowa Alice z Arthurem. A już myslalam, że to kolejny zakochany e niej chłopaczek... Uff...
    Arthur i Loretta. Miłe połączenie c:
    Połączysz Alice z Jacobem. Prawda? W końcu już tyle razem przeszli ;P
    Momenty, które najbardziej mnie rizśmieszyły:
    1. Marcus 2.0 :D
    2.,,Jesteś z tej samej gliny, co Marcus, nie będziesz delikatny dla mojego smoczusia, więc wstań i usiądź na miejscu pasażera."
    Super rozdział :D
    Nie mogę się doczekać rozwinięcia ;3
    Pozdawiam serdecznie i wenyyy ;*
    fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, Alice rusza do akcji. A co tam, heh :)
      A co do wątku miłosnego, to następne dwa rozdziały namieszają wam trochę w głowach. Ale na to musicie poczekać. Już jestem cicho ^^

      Usuń
  2. Czyli jest to już pewne, iż Loretta żyje :) Ciekawa jestem jaka będzie, już nie mogę doczekać się kiedy ją odnajdą/odbiją. Czy będzie podobna do Marcusa?
    Kiedy Arthur wziął na przejażdżkę Alice pomyślałam, że kolejny facet na nią leci. Na szczęście wyjaśniłaś to porwanie w inny sposób, o wiele lepszy:)
    Jakoś tak nie zarejestrowałam, że bohaterowie powinni mówić z Patrickiem i Arthurem po angielsku skoro mieszkali w Salem. Ale rzeczywiście tak powinno być, mój błąd, w ogóle o tym nie pomyślałam.
    Nie mogę doczekać się pojawienia Loretty. Może jeszcze dziś przeczytam kolejny rozdział i tam coś się pojawi :)

    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam już plan jaka będzie Loretta :-) Ale na wyjaśnienia musisz jeszcze trochę poczekać :-)
      A jeśli chodzi o język, to od jakiegoś czasu męczyło mnie, że tego nie wyjaśniłam. Wiadomo, dla Alice, Marcusa i Jacoba nie było to przeszkodą i dlatego nie dostrzegali tego problemu, a jednak komuś musiała przeszkadzać bariera językowa, tak jak w prawdziwym świecie :)

      Usuń

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.