Wstałam rano i nie ślęczał nade mną żaden strażnik, co było
naprawdę miłą odmianą. Nie miałam jeszcze swoich rzeczy, więc tymczasowo
musiałam ograniczyć się do szafy Alice, co było nie lada wyzwaniem patrząc na
to, jakim była kościotrupem. Dobrze, może jednak żarty o śmierci w tej sytuacji
nie były na miejscu, skoro nadal nie udało mi się jej obudzić.
Spędziłam mniej więcej półgodziny przetrząsając szafę Alice,
w końcu jednak nie wytrzymałam i pędem pobiegłam do pokoju Jacoba. Właściwie
mogłabym odwiedzić brata, ale bałam się, że ona tam będzie. Tak, nie
przepadałam za nową dziewczyną Marcusa, ale dla swojej obrony powiem, że jej
nie da się lubić, jest cukierkowo irytująca.
Walenie do drzwi nie obudziło Jacoba, więc i tak weszłam do
jego pokoju. Leżał ze zwisającą z łóżka głową, ale przynajmniej nie dostał
żadnego ślinotoku. Rozejrzałam się szybko po jego pokoju i podeszłam do szafy,
z której wyjęłam koszulkę i sportowe spodenki z regulowaną szerokością w pasie.
Zadowolona ze swojej zdobyczy wróciłam do pokoju i się przebrałam. Nigdy nie
przepadałam za sukienkami, bo w końcu byłam wojowniczką, a nie primadonną.
Oczywiście Alice próbowała to zmienić, ale nie podołała temu zadaniu.
*
Punkt ósma zeszłam do jadalni, gdzie ku mojemu zdziwieniu
zebrała się już cała zgraja domowników. Nie zwracając uwagi na ich rozmowy,
usiadłam obok Jacoba, który od razu zauważył mój strój. W odpowiedzi na jego
nieme pytanie, uśmiechnęłam się zaczepnie, zadowolona z tego, że udało mi się
go zaskoczyć.
Naprzeciwko mnie siedział chłopak, którego Marcus nazywał
chyba Arturem, zaś w mojej głowie zyskał on ksywę maślane oczy, bo nawet teraz
wpatrywał się we mnie tym swoim nieodgadnionym wzrokiem. Szczerze mówiąc trochę
mnie przerażał.
– Dobrze, że cię widzę, chciałabym po śniadaniu odwiedzić
Alice – odezwał się chłopięcy głos. Od razu przeniosłam wzrok na nieszczęśnika,
który śmiał się do mnie odezwać. Jak się okazało siedział on obok Artura i
jeżeliby dodać mu trochę masy, to wyglądałby tak jak maślane oczy. Ciekawe,
może są spokrewnieni?
– Nie – odpowiedziałam, a on skrzywił się wymownie.
– Mam do tego prawo.
– Jakie, jest też twoją strażniczką? – pytam rozeźlona. Ku
mojemu zdziwieniu, ale też zadowoleniu, Jacob wybucha śmiechem, na co nasza
ofiara losu robi się purpurowo czerwona.
– Dziękuję! – mówi Jacob patrząc w sufit. – Naprawdę, po
takim czasie użerania się z tym gówniarzem w końcu mam sprzymierzeńca.
– Zawsze do usług – uśmiecham się i przybijam mu piątkę. –
Swoją drogą, mógłbyś mi pomóc dzisiaj przy Alice, twoja obecność dobrze jej
zrobi – mówię patrząc prosto w jego duże oczy.
– Co takiego?! – synchronizowali się w swoim krzyku lokoman
i chuderlak.
– No co? – wzruszyłam ramionami i rozejrzałam się po
wszystkich zebranych w jadalni. – Może i byłam uwięziona na odludziu przez
ostatnie lata, ale jeżeli Alice przestałaby podkochiwać się w Jacobie, to by
mnie nie okłamała.
– O czym ty mówisz? – spojrzałam poważnie na Jacoba i
chwyciłam go za rękę. Jego zdziwienie oznaczało tylko jedno, Alice mnie
ukatrupi, gdy tylko się obudzi. Jacob o niczym nie wiedział, ani o jej głupim
heroizmie, ani o skrywanych uczuciach.
– Ona... – zaczęłam, ale trudno było mi zlepić wszystko w
słowa. – Zabroniła mi do siebie podejść, chciała żebym najpierw uratowała
ciebie.
Znam Jacoba od dziecka, pewnie też dlatego jego drgająca
warga, przymrużone oczy i zaciśnięte w pięści ręce, podpowiedziały mi, że mam
przerąbane.
– Jak mogłaś się jej posłuchać?! – wybuchł, a mi aż
zadźwięczało w uszach od jego głosu.
– Nie wiedziałam, że jest z nią aż tak źle!
– A co ty wiesz?
– A co ja wiem? – syczę zirytowana. – To ty nie dostrzegałeś
jak Alice na ciebie leciała! Czy ty wiesz ilu chłopakom dała kosza?
– Może nie zauważyłaś, ale jesteśmy z innych gatunków, to
jest zaka…
– Pitolenie – przerywam mu i wstaję wywracając krzesło. –
Gdybyś nie był takim tchórzem teraz byś przynajmniej wiedział jak to jest być w
związku. I nie udawaj zdziwionego, może i byłam odizolowana od świata, ale
zdążyłam już sprawdzić, co robiliście po moim zniknięciu. Oboje – powiedziałam,
przenosząc wzrok na brata. – Zawaliliście. Od zawsze mieliśmy tylko siebie, a
wy po prostu pozwoliliście się temu rozpaść. Nie wierzę, że nie
zorientowaliście się, że jej chęć do podróżowania była zwyczajną ucieczką od
rzeczywistości.
– A co miałem zrobić? Zaciągnąć ją siłą do Elizabeth, czy
może raczej wyruszyć za nią? – zapytał Jacob, który jako jedyny reagował na
moje krzyki. Reszta towarzystwa, nawet Marcus, woleli się nie wtrącać.
– Wystarczyło przestać udawać, że jesteście niezniszczalni.
Cała wasza trójka powinna w końcu zrozumieć, że smutek nie jest słabością.
– Masz racje – powiedział poważnie, a po chwili już lekko, dodał:
– Pójdę po muffiny.
Jacob wyszedł z jadalni, a wszyscy poza moim bratem,
wpatrywali się we mnie w osłupieniu. Chyba naprawdę myśleli, że się pożremy
żywcem.
– Co tu się właśnie stało? – jako pierwsza odzyskała głos
Anastazja.
– Nic – wzruszyłam ramionami, usiadłam na krześle Jacoba i
sięgnęłam po rogalika z dżemem. – Życie w tym świecie jest za krótkie na
rozpamiętywanie. Czasami trzeba na siebie pokrzyczeć, ale nigdy nie powinno się
rozstawać w złości.
– Chyba powinnaś o czymś wiedzieć – zaczął nieśmiało Marcus.
Od razu na niego spojrzałam, ale on nie patrzył na mnie tylko na niejakiego
Artura, który kręcił z powątpiewaniem głową.
– Co się dzieje?
– Jak pewnie pamiętasz razem z Arturem byliśmy w grupie
Alice. Podczas wędrówki po ruinach starego królestwa zaczęła tracić nad sobą
kontrolę, okazało się też, że od dłuższego czasu widziała zjawę.
– Zjawę?
– Jakąś elfią królewnę. Ostrzegłem ją, że to źle wróży, ale
była zdecydowana na dokończenie akcji.
– To dlatego nie mogę jej wybudzić – szepnęłam do siebie,
ale i tak wszyscy to usłyszeli i jak na rozkaz, sposępnieli.
– Może jest jakiś sposób… – zaczął Marcus, ale nie zwracałam
już na niego uwagi, bo wpatrywałam się w dwóch chłopaków siedzących naprzeciwko
mnie.
– Opowiedzcie mi, kim jesteście.
– Co? – zapytał Patrick w tym samym czasie, co jego kolega
zaczął opowiadać swoją historię.
– Jesteśmy braćmi, nasz ród rządził królestwem elfów do
czasu, gdy nie wymieszano naszej krwi z krwią czarownic. Po wygnaniu zaczęły rodzić
się dzieci, których zdolności nie dało się przewidzieć. Patrick ma moc czystego
elfa, ale ja… – spojrzał mi głęboko w oczy i uśmiechnął się słabo. – Można
powiedzieć, że jestem czarownicą.
– Razem z Alice, otworzyliśmy u mnie w domu księgę przodków. Myślę, że w jakiś
sposób jestem z nią połączony – wtrącił się Patrick, którego ponownie
zignorowałam.
– Możesz mi być potrzebny, Arturze. Jaką posiadasz moc? –
zapytałam, a on uśmiechnął się przebiegle.
– Czytam z serc i umiem kontrolować dusze.
– To przecież czarna magia! Jakim cudem obdarzony jesteś
takimi zdolnościami?! A moce żywiołów?
– Loretta, jestem mieszańcem, w naszej rodzinie nic nie jest
normalne. I tak powinniśmy się cieszyć, że mało osób posiada jakiekolwiek
zdolności.
– Dobrze, możesz przychodzić do Alice, żeby mi pomóc, ale
tylko w towarzystwie Jacoba, albo Marcusa. Nie chcę być przy tobie sama,
jeszcze zaczniesz na mnie ćwiczyć swoje techniki wudu.
– Ja tak nie robię…
– Każdy tak mówi, a teraz przepraszam, ale pójdę do Alice.
– Lori? – Marcus ruszył za mną w stronę drzwi. – Pójdę z
tobą, nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać.
Przytaknęłam głową i poszłam prosto do pokoju, w którym
aktualnie przebywała moja nieprzytomna przyjaciółka. Nie chciałam myśleć o tym,
co się stanie, jeżeli nie uda mi się jej uzdrowić, jednak te myśli i tak
pojawiały się w mojej głowie.
Na miejscu od razu usiadłam na jednym z dwóch foteli i z
wyczekiwaniem zaczęłam wpatrywać się w Marcusa. Pierwszy raz od paru lat mogłam
spokojnie przyjrzeć się jego twarzy, w której nadal mogłam odnaleźć swoje
cechy, bo w końcu krew nie woda, a bliźniak na zawsze nim już pozostanie.
– Więc? – zaczynam przypominając sobie jak bardzo tego
nienawidziła Elizabeth. Sama nie wiem, czemu akurat w tej chwili pomyślałam o kobiecie,
która nam wszystkim zniszczyła dzieciństwo.
– Tęskniłem za tobą, to było straszne myśleć, że ciebie już
nie ma – powiedział łamiącym się głosem. Nie poznawałam go, nigdy wcześniej nie
był tak bardzo sentymentalny, ale przecież nie tylko on tęsknił. Będąc więziona
przez Elise, codziennie pragnęłam zobaczyć brata i przyjaciół, nie chciałam żyć
w samotności. Szczerze mówiąc miałam tego dosyć do tego stopnia, że nie raz
myślałam o tym, że lepiej by było gdyby mnie zabiła, a nie więziła w
nieskończoność.
– Od kiedy przejawiasz ludzkie uczucia, braciszku? –
zapytałam zaczepnie, a on się uśmiechnął.
– Nie tylko ja się zmieniłem, każdy przeżył to na swój
sposób. Alice przez wiele lat obwiniała mnie o twoje zniknięcie, jednak wydaje
mi się, że tak naprawdę siebie obarczała winą za to, co się stało.
– Dobrze, że mi przypomniałeś. Wciąż nie wiem, dlaczego
uwierzyliście, że nie żyję. Co ja gadam, dlaczego Elizabeth w to uwierzyła,
wiem że jest straszna, ale przecież obiecała coś naszym rodzicom.
– O czym ty mówisz?
– Jak to o czym? Zanim nasi rodzice zniknęli, zginęli czy co
tam się z nimi stało, Elizabeth obiecała, że nas ochroni.
– Przed czym?
– To chyba oczywiste, przed swoją siostrą. Jesteśmy
wyjątkowi braciszku, tamta zołza miała swój cel w rozdzieleniu nas.
– Myślałem, że… Właściwie to było kilka wersji tłumaczących dlaczego
zginęłaś, jedna z nich zakładała, że chciałaś mnie chronić i wplątałaś się w
nieciekawe towarzystwo – powiedział niezrozumiale, a ja zaprzeczyła szybkim
ruchem głowy.
– Nie, wracałam z biblioteki, w której znalazłam starą
księgę opisującą istoty mogące być naszymi przodkami. Zaciekawiło mnie to, więc
zasiedziałam się trochę, jednak nie zadzwoniłam po taksówkę, bo nigdy nie bałam
się chodzić sama po nocy. W końcu od dziecka jestem wojowniczką, prawda?
– Ale przeceniłaś swoje możliwości…
– Nie do końca, to był atak z zaskoczenia, wbili mi coś w
szyję i straciłam przytomność – powiedziałam, nerwowo zakładając włosy za ucho.
– A po co cię tam trzymała?
– Kto ją tam wie? Nie przeszłam żadnych fizycznych tortur,
niczego nie chciała wiedzieć, po prostu mnie więziła.
– Czyli Elizabeth nie odpowiada za całe zło? – zapytał z
rezerwą.
– Nie, myślę też, że powinniśmy zwrócić się do niej po
pomoc, bo jest jedyną osobą, która może nam pomóc w zlikwidowaniu Elise. Sam
widziałeś, że Alice i Jacob nie dali rady. Tylko Artur miał jakieś szanse ze
swoją szamańską mocą, jednak ona jest zbyt wiekowa, żeby od tak zawładnąć jej
duszą.
– A Elizabeth jest tak samo wiekowa jak ona…
– Dokładnie – mówię i uśmiecham się przebiegle, bo w głowie
mam już plan działania.
A
Hm, Lorette jest jeszcze bardziej wojownicza niż Alice :)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się rozdziału oczyma Lorette, ale podobało mi się :) Chociaż wyjawiła prawdę Jacobowi, bo wieki minęłyby gdyby sam się domyślił...
Nie wiem czemu siostra Marcusa pała taką niechęcią do Anastazji. Może jest o nią zazdrosna?
Ciekawa jestem przebudzenia Alice - czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
amandiolabadeo.blogspot.com
Będzie jeszcze jeden rozdział oczami Loretty, potem jeden w połowie oczami Artura :) Chyba wyjdzie mi więcej rozdziałów niż myślałam :)
UsuńNie tylko Jacob jest niedomyślny, wszyscy faceci tacy są :)
Właściwie to chciałam pokazać, że Loretta toleruje tylko tych których znała przed zniknięciem :)
I Ci się udało! :)
OdpowiedzUsuńPolubiłam Lorette, udało Ci się wykreować całkiem fajną postać
OdpowiedzUsuń