Chapter 23

Wstałam rano i nie ślęczał nade mną żaden strażnik, co było naprawdę miłą odmianą. Nie miałam jeszcze swoich rzeczy, więc tymczasowo musiałam ograniczyć się do szafy Alice, co było nie lada wyzwaniem patrząc na to, jakim była kościotrupem. Dobrze, może jednak żarty o śmierci w tej sytuacji nie były na miejscu, skoro nadal nie udało mi się jej obudzić.
Spędziłam mniej więcej półgodziny przetrząsając szafę Alice, w końcu jednak nie wytrzymałam i pędem pobiegłam do pokoju Jacoba. Właściwie mogłabym odwiedzić brata, ale bałam się, że ona tam będzie. Tak, nie przepadałam za nową dziewczyną Marcusa, ale dla swojej obrony powiem, że jej nie da się lubić, jest cukierkowo irytująca.
Walenie do drzwi nie obudziło Jacoba, więc i tak weszłam do jego pokoju. Leżał ze zwisającą z łóżka głową, ale przynajmniej nie dostał żadnego ślinotoku. Rozejrzałam się szybko po jego pokoju i podeszłam do szafy, z której wyjęłam koszulkę i sportowe spodenki z regulowaną szerokością w pasie. Zadowolona ze swojej zdobyczy wróciłam do pokoju i się przebrałam. Nigdy nie przepadałam za sukienkami, bo w końcu byłam wojowniczką, a nie primadonną. Oczywiście Alice próbowała to zmienić, ale nie podołała temu zadaniu.
*
Punkt ósma zeszłam do jadalni, gdzie ku mojemu zdziwieniu zebrała się już cała zgraja domowników. Nie zwracając uwagi na ich rozmowy, usiadłam obok Jacoba, który od razu zauważył mój strój. W odpowiedzi na jego nieme pytanie, uśmiechnęłam się zaczepnie, zadowolona z tego, że udało mi się go zaskoczyć.
Naprzeciwko mnie siedział chłopak, którego Marcus nazywał chyba Arturem, zaś w mojej głowie zyskał on ksywę maślane oczy, bo nawet teraz wpatrywał się we mnie tym swoim nieodgadnionym wzrokiem. Szczerze mówiąc trochę mnie przerażał.
– Dobrze, że cię widzę, chciałabym po śniadaniu odwiedzić Alice – odezwał się chłopięcy głos. Od razu przeniosłam wzrok na nieszczęśnika, który śmiał się do mnie odezwać. Jak się okazało siedział on obok Artura i jeżeliby dodać mu trochę masy, to wyglądałby tak jak maślane oczy. Ciekawe, może są spokrewnieni?
– Nie – odpowiedziałam, a on skrzywił się wymownie.
– Mam do tego prawo.
– Jakie, jest też twoją strażniczką? – pytam rozeźlona. Ku mojemu zdziwieniu, ale też zadowoleniu, Jacob wybucha śmiechem, na co nasza ofiara losu robi się purpurowo czerwona.
– Dziękuję! – mówi Jacob patrząc w sufit. – Naprawdę, po takim czasie użerania się z tym gówniarzem w końcu mam sprzymierzeńca.
– Zawsze do usług – uśmiecham się i przybijam mu piątkę. – Swoją drogą, mógłbyś mi pomóc dzisiaj przy Alice, twoja obecność dobrze jej zrobi – mówię patrząc prosto w jego duże oczy.
– Co takiego?! – synchronizowali się w swoim krzyku lokoman i chuderlak.
– No co? – wzruszyłam ramionami i rozejrzałam się po wszystkich zebranych w jadalni. – Może i byłam uwięziona na odludziu przez ostatnie lata, ale jeżeli Alice przestałaby podkochiwać się w Jacobie, to by mnie nie okłamała.
– O czym ty mówisz? – spojrzałam poważnie na Jacoba i chwyciłam go za rękę. Jego zdziwienie oznaczało tylko jedno, Alice mnie ukatrupi, gdy tylko się obudzi. Jacob o niczym nie wiedział, ani o jej głupim heroizmie, ani o skrywanych uczuciach.
– Ona... – zaczęłam, ale trudno było mi zlepić wszystko w słowa. – Zabroniła mi do siebie podejść, chciała żebym najpierw uratowała ciebie.
Znam Jacoba od dziecka, pewnie też dlatego jego drgająca warga, przymrużone oczy i zaciśnięte w pięści ręce, podpowiedziały mi, że mam przerąbane.
– Jak mogłaś się jej posłuchać?! – wybuchł, a mi aż zadźwięczało w uszach od jego głosu.
– Nie wiedziałam, że jest z nią aż tak źle!
– A co ty wiesz?
– A co ja wiem? – syczę zirytowana. – To ty nie dostrzegałeś jak Alice na ciebie leciała! Czy ty wiesz ilu chłopakom dała kosza?
– Może nie zauważyłaś, ale jesteśmy z innych gatunków, to jest zaka…
– Pitolenie – przerywam mu i wstaję wywracając krzesło. – Gdybyś nie był takim tchórzem teraz byś przynajmniej wiedział jak to jest być w związku. I nie udawaj zdziwionego, może i byłam odizolowana od świata, ale zdążyłam już sprawdzić, co robiliście po moim zniknięciu. Oboje – powiedziałam, przenosząc wzrok na brata. – Zawaliliście. Od zawsze mieliśmy tylko siebie, a wy po prostu pozwoliliście się temu rozpaść. Nie wierzę, że nie zorientowaliście się, że jej chęć do podróżowania była zwyczajną ucieczką od rzeczywistości.
– A co miałem zrobić? Zaciągnąć ją siłą do Elizabeth, czy może raczej wyruszyć za nią? – zapytał Jacob, który jako jedyny reagował na moje krzyki. Reszta towarzystwa, nawet Marcus, woleli się nie wtrącać.
– Wystarczyło przestać udawać, że jesteście niezniszczalni. Cała wasza trójka powinna w końcu zrozumieć, że smutek nie jest słabością.
– Masz racje – powiedział poważnie, a po chwili już lekko, dodał: – Pójdę po muffiny.
Jacob wyszedł z jadalni, a wszyscy poza moim bratem, wpatrywali się we mnie w osłupieniu. Chyba naprawdę myśleli, że się pożremy żywcem.
– Co tu się właśnie stało? – jako pierwsza odzyskała głos Anastazja.
– Nic – wzruszyłam ramionami, usiadłam na krześle Jacoba i sięgnęłam po rogalika z dżemem. – Życie w tym świecie jest za krótkie na rozpamiętywanie. Czasami trzeba na siebie pokrzyczeć, ale nigdy nie powinno się rozstawać w złości.
– Chyba powinnaś o czymś wiedzieć – zaczął nieśmiało Marcus. Od razu na niego spojrzałam, ale on nie patrzył na mnie tylko na niejakiego Artura, który kręcił z powątpiewaniem głową.
– Co się dzieje?
– Jak pewnie pamiętasz razem z Arturem byliśmy w grupie Alice. Podczas wędrówki po ruinach starego królestwa zaczęła tracić nad sobą kontrolę, okazało się też, że od dłuższego czasu widziała zjawę.
– Zjawę?
– Jakąś elfią królewnę. Ostrzegłem ją, że to źle wróży, ale była zdecydowana na dokończenie akcji.
– To dlatego nie mogę jej wybudzić – szepnęłam do siebie, ale i tak wszyscy to usłyszeli i jak na rozkaz, sposępnieli.
– Może jest jakiś sposób… – zaczął Marcus, ale nie zwracałam już na niego uwagi, bo wpatrywałam się w dwóch chłopaków siedzących naprzeciwko mnie.
– Opowiedzcie mi, kim jesteście.
– Co? – zapytał Patrick w tym samym czasie, co jego kolega zaczął opowiadać swoją historię.
– Jesteśmy braćmi, nasz ród rządził królestwem elfów do czasu, gdy nie wymieszano naszej krwi z krwią czarownic. Po wygnaniu zaczęły rodzić się dzieci, których zdolności nie dało się przewidzieć. Patrick ma moc czystego elfa, ale ja… – spojrzał mi głęboko w oczy i uśmiechnął się słabo. – Można powiedzieć, że jestem czarownicą.
– Razem z Alice, otworzyliśmy u mnie w domu księgę przodków. Myślę, że w jakiś sposób jestem z nią połączony – wtrącił się Patrick, którego ponownie zignorowałam.
– Możesz mi być potrzebny, Arturze. Jaką posiadasz moc? – zapytałam, a on uśmiechnął się przebiegle.
– Czytam z serc i umiem kontrolować dusze.
– To przecież czarna magia! Jakim cudem obdarzony jesteś takimi zdolnościami?! A moce żywiołów?
– Loretta, jestem mieszańcem, w naszej rodzinie nic nie jest normalne. I tak powinniśmy się cieszyć, że mało osób posiada jakiekolwiek zdolności.
– Dobrze, możesz przychodzić do Alice, żeby mi pomóc, ale tylko w towarzystwie Jacoba, albo Marcusa. Nie chcę być przy tobie sama, jeszcze zaczniesz na mnie ćwiczyć swoje techniki wudu.
– Ja tak nie robię…
– Każdy tak mówi, a teraz przepraszam, ale pójdę do Alice.
– Lori? – Marcus ruszył za mną w stronę drzwi. – Pójdę z tobą, nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać.
Przytaknęłam głową i poszłam prosto do pokoju, w którym aktualnie przebywała moja nieprzytomna przyjaciółka. Nie chciałam myśleć o tym, co się stanie, jeżeli nie uda mi się jej uzdrowić, jednak te myśli i tak pojawiały się w mojej głowie.
Na miejscu od razu usiadłam na jednym z dwóch foteli i z wyczekiwaniem zaczęłam wpatrywać się w Marcusa. Pierwszy raz od paru lat mogłam spokojnie przyjrzeć się jego twarzy, w której nadal mogłam odnaleźć swoje cechy, bo w końcu krew nie woda, a bliźniak na zawsze nim już pozostanie.
– Więc? – zaczynam przypominając sobie jak bardzo tego nienawidziła Elizabeth. Sama nie wiem, czemu akurat w tej chwili pomyślałam o kobiecie, która nam wszystkim zniszczyła dzieciństwo.
– Tęskniłem za tobą, to było straszne myśleć, że ciebie już nie ma – powiedział łamiącym się głosem. Nie poznawałam go, nigdy wcześniej nie był tak bardzo sentymentalny, ale przecież nie tylko on tęsknił. Będąc więziona przez Elise, codziennie pragnęłam zobaczyć brata i przyjaciół, nie chciałam żyć w samotności. Szczerze mówiąc miałam tego dosyć do tego stopnia, że nie raz myślałam o tym, że lepiej by było gdyby mnie zabiła, a nie więziła w nieskończoność.
– Od kiedy przejawiasz ludzkie uczucia, braciszku? – zapytałam zaczepnie, a on się uśmiechnął.
– Nie tylko ja się zmieniłem, każdy przeżył to na swój sposób. Alice przez wiele lat obwiniała mnie o twoje zniknięcie, jednak wydaje mi się, że tak naprawdę siebie obarczała winą za to, co się stało.
– Dobrze, że mi przypomniałeś. Wciąż nie wiem, dlaczego uwierzyliście, że nie żyję. Co ja gadam, dlaczego Elizabeth w to uwierzyła, wiem że jest straszna, ale przecież obiecała coś naszym rodzicom.
– O czym ty mówisz?
– Jak to o czym? Zanim nasi rodzice zniknęli, zginęli czy co tam się z nimi stało, Elizabeth obiecała, że nas ochroni.
– Przed czym?
– To chyba oczywiste, przed swoją siostrą. Jesteśmy wyjątkowi braciszku, tamta zołza miała swój cel w rozdzieleniu nas.
– Myślałem, że… Właściwie to było kilka wersji tłumaczących dlaczego zginęłaś, jedna z nich zakładała, że chciałaś mnie chronić i wplątałaś się w nieciekawe towarzystwo – powiedział niezrozumiale, a ja zaprzeczyła szybkim ruchem głowy.
– Nie, wracałam z biblioteki, w której znalazłam starą księgę opisującą istoty mogące być naszymi przodkami. Zaciekawiło mnie to, więc zasiedziałam się trochę, jednak nie zadzwoniłam po taksówkę, bo nigdy nie bałam się chodzić sama po nocy. W końcu od dziecka jestem wojowniczką, prawda?
– Ale przeceniłaś swoje możliwości…
– Nie do końca, to był atak z zaskoczenia, wbili mi coś w szyję i straciłam przytomność – powiedziałam, nerwowo zakładając włosy za ucho.
– A po co cię tam trzymała?
– Kto ją tam wie? Nie przeszłam żadnych fizycznych tortur, niczego nie chciała wiedzieć, po prostu mnie więziła.
– Czyli Elizabeth nie odpowiada za całe zło? – zapytał z rezerwą.
– Nie, myślę też, że powinniśmy zwrócić się do niej po pomoc, bo jest jedyną osobą, która może nam pomóc w zlikwidowaniu Elise. Sam widziałeś, że Alice i Jacob nie dali rady. Tylko Artur miał jakieś szanse ze swoją szamańską mocą, jednak ona jest zbyt wiekowa, żeby od tak zawładnąć jej duszą.
– A Elizabeth jest tak samo wiekowa jak ona…
– Dokładnie – mówię i uśmiecham się przebiegle, bo w głowie mam już plan działania.


A

4 komentarze:

  1. Hm, Lorette jest jeszcze bardziej wojownicza niż Alice :)
    Nie spodziewałam się rozdziału oczyma Lorette, ale podobało mi się :) Chociaż wyjawiła prawdę Jacobowi, bo wieki minęłyby gdyby sam się domyślił...
    Nie wiem czemu siostra Marcusa pała taką niechęcią do Anastazji. Może jest o nią zazdrosna?
    Ciekawa jestem przebudzenia Alice - czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie jeszcze jeden rozdział oczami Loretty, potem jeden w połowie oczami Artura :) Chyba wyjdzie mi więcej rozdziałów niż myślałam :)
      Nie tylko Jacob jest niedomyślny, wszyscy faceci tacy są :)
      Właściwie to chciałam pokazać, że Loretta toleruje tylko tych których znała przed zniknięciem :)

      Usuń
  2. Polubiłam Lorette, udało Ci się wykreować całkiem fajną postać

    OdpowiedzUsuń

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.