9 czerwca
Ostatnie dni nie należały do moich ulubionych, Jacoba wcięło,
a Patrick łaził za mną jak piesek i na dodatek, Anastazja wzięła mnie, jako
eskortę na spotkanie z Calineczką. Myślałam, że i dzisiaj spędzę dzień nie tak
jakbym chciała, ale nie mogłam się bardziej mylić.
Obudził mnie zapach kawy, otworzyłam oczy i zobaczyłam
stojącego nade mną Jacoba z kubkiem w dłoni.
– Dzień dobry, śpiochu – nachylił się i pocałował mnie w
policzek. – Wszystkiego najlepszego solenizantko.
– Jej! – zapiszczałam i wyskoczyłam z łóżka. – Dzisiaj są
moje urodziny!
– Tak słońce i powiem więcej, masz zaplanowany cały dzień.
– To dlatego ostatnio ciągle byłeś poza domem, knułeś coś za
moimi plecami!
Podniósł ręce do góry i uśmiechnął się.
– Przyznaję się do winy, a teraz byłbym wdzięczny, gdybyś
raczyła się ubrać i zejść na śniadanie.
– Dobrze, a teraz wypad z mojego pokoju, Jacob.
Ubrałam nową sukienkę i zadowolona zeszłam na dół, już od
progu doskoczyła do mnie Anastazja, która prawie mnie zadusiła składając
życzenia. Następnymi w kolejce, byli Marcus, który nie wiedział jak się
zachować i zamiast zwyczajnie mnie przytulić, zmierzwił mi włosy jak małej
dziewczynce. Zaskoczył mnie Arthur, który wręczył mi bukiet herbacianych róż i
pocałował mnie w policzek. To było naprawdę urocze, zważając na to jak krótko
się znamy.
Rozejrzałam się zdziwiona po kuchni. Nie było tutaj Patricka,
co było trochę dziwne. Cóż, to jest tak bardzo przykre, że zaraz zacznę skakać
z radości… Chwila. No tak, ze smutku, ale ze mnie gapa.
Przy stole czekała na mnie uczta, cudowna earl grey,
croissanty i wielki talerz z różnymi owocami. Od razu sięgnęłam po kostkę
pokrojonego mango i zachwyciłam się jego słodkim smakiem.
– Widzę, że Jacob trafił w dziesiątkę ze śniadaniem –
odezwała się Anastazja siedząca naprzeciwko mnie.
Spojrzałam na nią niepewnie, znowu miała ten swój uśmiech
mówiący: „mnie nie oszukacie, bo wiem wszystko”. Kochana przyjaciółka, którą
czasami mam ochotę zakneblować.
– I jak tam ci smakuje… – Jacob zatrzymał się przed stołem i
uważnie spojrzał na moje ubranie.
– Mowy nie ma, żebyś wyszła z domu w tych ciuchach.
– A co, bawisz się w znawcę mody? – odparłam zirytowana.
– Nie, ale w przeciwieństwie do ciebie, wiem gdzie spędzimy
najbliższe parę godzin i lepiej żebyś ubrała coś wygodnego. I tak dla jasności,
mają to być spodnie, bluzka z krótkim rękawem i bluza z kapturem.
– Czyli idziemy napaść na bank? W takim razie dopisz do
swojej listy jeszcze kominiarkę.
– Nie muszę – posłał mi szelmowskie spojrzenie i powiedział:
– Wziąłem już dla nas czarne okulary.
– Ojej. Z okazji moich urodzin, postanowiłeś być zabawny? Mam
nadzieję, że poczucie humoru nie zrobi trwałych uszczerbków na twoim zdrowiu.
– Nic mi się nie stanie, przeczytam przed snem podręcznik od
chemii i znowu będę tym samym nudziarzem, co zawsze.
– Kamień spadł mi z serca, nie wybaczyłabym sobie, gdybyś z
mojej winy pozostał zabawnym i sarkastycznym człowiekiem.
– I przystojnym – dodał zadowolony z siebie. – Dzisiejszy
strój wybrała mi Anastazja.
– Wybrała, to za mało powiedziane. Zaciągnęłam cię do sklepu,
przez cały dzień słuchałam twoich jęków, a gdy już wybraliśmy idealne zestawy
ubrań, poszliśmy do fryzjera od którego chciałeś uciec. Fryzjerki powiedziały,
że pierwszy raz widziały jak dorosły mężczyzna chce uciec z fotela po słowach
„stylowy kolor”.
– Nie chciałem, żeby mnie farbowały!
– Rozumiem, ale one wtedy mówiły do mnie, o MOICH włosach.
Zaśmiałam się, zapowiadał się cudowny dzień.
Właśnie kończyłam jeść, gdy do kuchni wparował niezgrabnie
Patrick, miał on niezapiętą koszulę i nieobecny wzrok.
– Nie wstała, powiedzcie, że jeszcze nie wstała, bo ten
cholerny budzik nie zadzwonił i nie wstałem o odpowiedniej godzinie.
– Nie zadzwonił? – powiedział z udawanym zdziwieniem Jacob. –
A to pech!
– Ty – Patrick pokazał palcem na Jacoba i zbliżył się do niego,
ignorując wszystkich w pomieszczeniu, w tym mnie.
– Ja? – zapytał głupio Jacob.
– To twoja wina!
– Nie zrobiłem tego, gdybym to zrobił, wiedziałbym, że w
twoim pokoju przydałoby się czasami otworzyć okna, bo śmierdzi tam jakby coś
zdechło. Ooops. Chyba jednak tam byłem.
Wszyscy zaśmialiśmy się, tylko Patrickowi nie było do
śmiechu.
– Zemszczę się – zapewnił i opadł na krzesło. – Czy ktoś
mógłby mi podać kawę? Muszę się dobudzić zanim wstanie Alice, przydałby mi się
też prysznic, nie chcę jej wystraszyć.
Niewiarygodne, że mnie nie zauważył. Siedzieliśmy przy tym
samym stole! O ta-a-ak, Patrick był dzisiaj bardzo zabawny.
– Dlaczego się ze mnie śmiejecie?!
Patrick rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu, aż dotarł do
mnie, zakrywającej usta w nieudolnej próbie powstrzymania śmiechu, Alice.
– A-aa-lice.
– Tak?
– Wszystkiego najlepszego?
– Dziękuję.
Godzinę później siedziałam już w samochodzie, który jak się
okazało był nowym zakupem Jacoba. Ten samochód, mieszczący osiem osób nie
dorównywał mojemu smoczusiowi. Ba, nawet nie mógł się równać z moim poprzednim
samochodem, który był stary, ale wspaniały. Niestety Marcus zabrał mi kluczyki,
gdy pewnego dnia był świadkiem paru niegroźnych iskierek. No dobrze, mój
samochodzik zaczął się palić, ale i tak był wspaniały.
Wracając do samochodu Jacoba, kupił go po to, żebyśmy mogli
wszyscy razem przemieszczać się bez problemu, co jest głupie, bo przecież w
garażu stoi parę samochodów i bez problemu możemy gdzieś jechać paroma autami.
Samochód ku mojemu zadowoleniu prowadził Marcus, który w
przeciwieństwie do właściciela samochodu jechał normalną prędkością. Naprawdę,
Jacob ma coś z żółwia.
– Gdzie jedziemy? – zapytałam po raz setny.
– Zaraz się przekonasz, jesteśmy już prawie na miejscu.
Rozejrzałam się dookoła i westchnęłam zrezygnowana.
– Dlaczego wywieźliście mnie do lasu?
– Zaraz się przekonasz – odpowiedział cierpliwie Jacob.
– Ale nie zawiążecie mi oczu, prawda?
– Myślałem o tym, ale Anastazja powiedziała mi, że to lekka
przesada.
– Zmieniłam zdanie, twój nowy charakterek zaczyna mnie
irytować.
Miejsce, do którego mnie zawlekli okazało się lasem, nie
przewidziałam tylko jednego, były tutaj różne jeziorka w kolorach zieleni,
lazuru, żółci – to było naprawdę piękne. Jak powiedział mi Jacob, jeziorka
zawdzięczają swoją barwę niemieckim kopalniom. Więcej nie pamiętam z jego
przydługich opowieści.
– Alice?
Szłam teraz obok Jacoba, który patrzył na mnie pytająco.
Reszta grupy oddaliła się, więc nie mogłam udać, że go nie usłyszałam, bo
właśnie inny członek naszej paczki czegoś ode mnie chciał.
– Słucham.
Stanął i chwycił mnie za rękę, podniosłam głowę do góry i
spojrzałam na niego pytająco.
– Przeniosłaś się do tamtego domu żeby wystraszyć Patricka,
czy po prostu chciałaś przejrzeć moje rzeczy?
Dotknęłam wisiorka ukrytego pod bluzką i zaskoczona,
powiedziałam:
– Zauważyłeś.
– To nie było trudne, trzymałaś go podczas snu. Dziwne, że
nie masz po tym żadnych śladów, następnym razem radzę zdjąć biżuterię przed
snem.
– I znowu wrócił nudny Jacob.
– Dzień się jeszcze nie skończył – powiedział zaczepnie i
wyrwał przed siebie, przez co musiałam go gonić.
Około godziny osiemnastej wróciliśmy do Wrocławia, a
dokładniej do rezydencji, która była wystarczająco oddalona od społeczeństwa,
żebym miała wątpliwości, co do jej położenia. Budynek należący do znajomych
byłej szefowej Anastazji i jednocześnie naszej magicznej przyjaciółki, Adrianny
nie leżał we Wrocławiu, tylko na jakimś zadupiu pod nim. Naprawdę, tutaj nie ma
żywej duszy oprócz nas i służby.
Całą drogę spędziłam śpiąc na ramieniu Jacoba, więc zaspana
nie od razu zrozumiałam, że z samochodu wysiadła tylko nasza dwójka. Zrozumiałam,
co się stało, dopiero, gdy Marcus ruszył z piskiem opon przed siebie,
zostawiając nas przed bramą rezydencji.
– Co się dzieje? – zapytałam Jacoba, ale nic mi nie odpowiedział.
Nie ukrywam, miałam złe przeczucia. Prowadził mnie za rękę
przez ciemne ścieżki, a ja żałowałam, że jednak nie widzę w ciemnościach.
Szliśmy w stronę zachodniej części posesji. W momencie, gdy
zobaczyłam zaczynającą się ścieżkę ze świec i kolorowych lampionów zawieszonych
na drzewach, stanęłam jak wryta. Czyżby Jacob przygotował dla nas ROMANTYCZNĄ
kolację?
Odwracam się w jego stronę i czuję jak moje ciało wypełnia
swoiste podniecenie. Nie mogę uwierzyć w to, że naprawdę się mną zainteresował.
To wydaje się tak nierealne, że mam ochotę się rozpłakać.
– Nie przedłużajmy tego – mówi niskim głosem. – Chyba nie
chcemy, żeby na nas czekał, prawda?
– Co? O kim ty mówisz?!
Czułam się jak dziecko. Małe dziecko, prowadzone w las przez prawdopodobnie
chorego psychicznie mężczyznę.
– Ale wiesz, że jak zaginę, to Anastazja ci tego nie daruje?
– Jest moją kuzynką, więc mi wybaczy. Bardziej bałbym się
Marcusa…
Ścieżka się skończyła i stanęliśmy przy altanie, której nigdy
wcześniej nie widziałam. Obok nakrytego stołu, stał odwrócony tyłem mężczyzna.
Chyba wiedziałam kim jest jeszcze zanim odwrócił się i spojrzał na mnie radosny.
Puściłam rękę Jacoba i co sił w nogach popędziłam przed siebie i zawisłam na
szyi taty.
– Tato, przyjechałeś – szepnęłam.
– Podziękuj za to Jacobowi, zrobił kawał dobrej roboty, żeby
mnie tutaj ściągnąć bez wiedzy niepowołanych osób.
Odwróciłam się i skinęłam w stronę chłopaka, mówiąc:
– Dziękuję.
– Baw się dobrze – odpowiedział i odszedł w stronę domu.
Spędziłam z tatą naprawdę miły wieczór, rozmawialiśmy o
wszystkim, nadrabiając stracone lata. Dostałam nawet prezent, jakimi były akcje
jakiejś firmy, która „jest skazana na sukces”. Tak to jest, jak ma się za ojca
biznesmena.
Około drugiej nad ranem musieliśmy się rozejść, więc czując
niedosyt po spotkaniu, poszłam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i nie
zapalając światła, położyłam się na łóżku. Pokój rozświetlał blask księżyca,
który był dzisiaj w ostatniej kwarcie.
10 czerwca, dwie godziny temu skończył się dzień moich urodzin.
Dlaczego to zawsze tak szybko mija?
Wzięłam komórkę i napisałam do Jacoba: Dziękuję za sprowadzenie mojego taty.
Jacob: Nie
dziękuj, zrobiłem to z przyjemnością, a teraz rozpakuj prezent.
Alice: Jaki
prezent?
Jacob: Jest
na szafce nocnej.
Podniosłam się i oparłam na łokciach, spojrzałam uważnie w
wyznaczone przez przyjaciela miejsce. Leżało tam, oprawione w nową ramę
zdjęcie, które przedstawiało mnie, Lorettę, Jacoba i Marcusa, gdy byliśmy
dziećmi. Komórka znowu odezwała się piskliwym głosikiem, a na wyświetlaczu
pojawiła się krótka wiadomość: Nie tylko
ty potrafisz odnajdywać stare rzeczy.
Jacob –
myślę. – Kiedyś przyznam się, że cię kocham.
A
_____
Myślałam, że wcześniej dodam rozdział, ale nie miałam kiedy go poprawić i tak to zeszło, mam nadzieję, że moja urodzinowa niespodzianka, wam się spodobała. Uwielbiam swoje urodziny hehe ^^
Wszystkiego najlepszego! Trochę spóźnione no ale zawsze... :) Wszyscy składali życzenia Alice więc ja składam je osobie, która stworzyła tą historię. To był naprawdę bardzo przyjemny, urodzinowy rozdział. I Jacob był kochany, on jest cudowny dla Alice, powinien przyznać się, że coś do niej czuje bo to widać. Inaczej nie przejmowałby się jej szczęściem aż tak bardzo. Pomysł z urodzinową kolacją z ojcem, którego nigdy nie miała - myślę, że to był dla niej najlepszy prezent :)
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że tylko jedna, mała literówka wkradła się do tekstu:
Mam nadzieje
nadzieję
Albo tylko tyle zdążyłam wypatrzyć, zajęta czytaniem :)
Szkoda, że Loretta nie pojawiła się pod koniec i byłoby już wszystko.
Czekam na następny rozdział.
amandiolabadeo.blogspot.com
Dziękuję :) Miałam taką fazę na pisanie o uroczym Jacobie
UsuńSto lat sto lat niechaj żyje nam ;D STO LAT!!!
OdpowiedzUsuńALICE I JACOB!!!!!! TAK. TAK. TAAAAAK ;D WIEDZIAŁAM.
Cóż za przyjemny rozdział, uroczy, śliczny... Mhm... ;3
Jacob był/jest cudowny!!! Musiał naprawdę nieźle się postarac, aby sprowadzić ojca Alice :) i jeszcze to zdjęcie... Ten chłopak naprawdę jest wspabialy!!!
A co do Patricka... Ciekawa jestem jaka będzie jego zemsta... ;> pewnie wymyśli coś podłogę i hamskiego. Nie lubię go. O!
Te jeziorka w lesie były cudowne. OH... Idealnie je sb wyobraziłam ^^
,,(...) nie było tutaj Patricka co było trochę dziwne. Cóż to jest tak bardzo przykre, że zaraz zaczbę skać z radości" ROZWALIŁAŚ MNIE ;D niemałi się uśmiałam hahaha
Nie mogę doczekać się następnego! :P
Pozdrawiam!!! I jak najwięcej weny!!!
fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com
Dziękuję :)
UsuńHeh Patricka lubi chyba tylko jedna osoba, a przynajmniej jedna się do tego przyznała, czytelniczka na wattpadzie. A jeziorka istnieją naprawdę, są obok Karpacza, muszę się w końcu tam wybrać, bo na zdjęciach "kolorowe jeziorka" wyglądają niesamowicie.
Jestem właśnie w trakcie pisania następnego rozdziału, bo wcześniej nie miałam kiedy. Pisałam prace zaliczeniową, ale na szczęście już jest za mną, a przynajmniej ta jedna praca. Rozdział dodam jak najszybciej, może dzisiaj go skończę, wtedy jutro go dodam. Piszę go na komórce, bo co chwile wychodzę z domu, więc pewnie będę miała trochę do korekty :)
Coraz ciekawiej! :)
OdpowiedzUsuń