Nigdy tak naprawdę nie byłam zakochana. No dobrze, może raz, ale to się nie liczyło, bo obiekt mojej miłości miał mnie głęboko w poważaniu. Oczywiście później Jacob zrozumiał swój błąd, ale czy łudzenie się, że istnieje szczęśliwe zakończenie ma w ogóle sens? Marcus powtarza mi że nie wolno tłumić emocji, ale czy mogę w to wierzyć? Jakby nie patrzeć takie rady daje mi osoba, która tak naprawdę nigdy nie miała aż tak poważnych problemów miłosnych jak ja, bo przecież ma Anastazję i są szczęśliwi.
Szłam właśnie obskurną ulicą i zastanawiam się jak to możliwe, że jeszcze nie wyskoczyłam z siebie. Myślę o głupotach, bo jak inaczej nazwać rozmyślanie o miłości, a słońce zaszło, sprawiając że znalazłam się w nieciekawej sytuacji. Teribrii powinien już dawno przybyć, ale jak zwykle się spóźnia. Przysięgam, że za dwie minuty znikam i nie obchodzi mnie jak ważną wiadomość ma mi przekazać.
Jak na zawołanie przede mną otworzył się portal z którego Teribrii wyskoczył jak oparzony.
– Pali się? – Nie mogłam się powstrzymać i ryknęłam śmiechem.
– Można to tak nazwać – powiedział rozglądając się bojaźliwie po okolicy. – Chcą pozbawić twoją matkę władzy, musisz coś z tym zrobić.
– Nie mogę, moją podopieczną jest biały kruk. Moim obowiązkiem jest przebywanie w tym samym świecie, co ona.
– Shadow buntuje lud i podejrzewamy, że wśród nas jest zdrajca.
– Czy coś grozi elfom wiernym mojej rodzinie?
Mogłabym przysiąc, że słyszałam ja głośno przełyka ślinę. Prawdopodobnie gdyby nie etykieta, zrobiłby coś gorszego, odwróciłby ode mnie wzrok próbując uniknąć odpowiedzi na pytanie.
– Dopóki nie przejmiesz władzy nikt nie może czuć się bezpiecznie.
Poczułam jak nogi mi miękną, nie spodziewałam się, że jest aż tak źle. Nie czekając ani chwili wyjęłam komórkę i zadzwoniłam do Marcusa.
– Masz strzec Anastazji jak oka w głowie, rozumiesz?
– Co się stało? – zapytał zdezorientowany.
– Przysięgnij.
– Przysięgam.
Westchnęłam. Tylko jemu mogłam powierzyć jej życie.
– Jest źle, muszę wrócić do pałacu nim Shadow pokona moją matkę.
– Co się stało?
– Nie znam szczegółów, ale wymagają ode mnie przejęcia władzy.
– Rozumiem, nie martw się, poradzimy sobie.
Rozłączyłam się i oparłam bezwładnie o mur.
– Pani, jesteś gotowa?
Spojrzałam niemrawo na przyjaciela, ale skinęłam głową i po chwili przeszłam z nim przez portal. Po drugiej stronie zobaczyłam zarys zamku, który jak zwykle prezentował się niesamowicie, smukłe wieże i biały kolor nadawały mu bajkowego uroku. Nie mogłam się powstrzymać i dotknęłam dłonią ziemi sprawiając, że jedną z kolumn oplótł bluszcz.
– Czy naprawdę wszyscy muszą od razu wiedzieć, że przybyłaś?
Uśmiechnęłam się bezczelnie i nie patrząc za siebie poszłam do pałacu.
– W końcu jestem królewną.
Żałowałam, że nie mogłam pstryknąć palcami, żebym nagle była odziana w suknię, która w tym miejscu jest wymagana, niestety ale na takie sztuczki mogłam sobie pozwolić tylko będąc daleko od czujnego oka mojej matki.
Podczas, gdy straże prowadziły mnie do królowej, spojrzałam na siebie krytycznie, wiedząc że jeansy i zwykła koszulka nie spodobają się na dworze. Właściwie, to nawet mi ten strój się nie podobał, ale po ostatnich zdarzeniach przestałam zawracać sobie głowę ubiorem. Loretta powiedziała mi nawet, że przestałam być sobą, bo całe dnie spędzałam na ćwiczeniach w ogrodzie obok domu do jakiego przenieśliśmy się zaraz po pokonaniu Elise.
Nagle wszyscy się zatrzymali i zdałam sobie sprawę, że stoimy przed salą tronową. Skinęłam głową na znak, że jestem gotowa, a straże otworzyły mi drzwi. Weszłam do sali i od razu dygnęłam.
– Pani, wezwano mnie tutaj, bo podobno potrzebujesz mojej pomocy.
Matka przywołała mnie do siebie niecierpliwie i chwyciła moją rękę. To zachowanie było jak dla niej nietypowe i zaskoczyła mnie tym jawnym złamaniem etykiety.
– Królewno Alice, potrzebuję ciebie.
– Służę ci wiernie matko, ale nie mogę tutaj za długo zostać. Jak pewnie wiesz, zostałam strażniczką białego kruka.
– Tak, wiem – matka zapatrzyła się w przestrzeń.
Trwało dłuższą chwilę nim poruszyła nerwowo głową i wróciła myślami do teraźniejszości.
– Zostań tutaj na parę dni, naznaczę cię jako następczynię tronu.
– Z całym szacunkiem, ale czy to jest twój jedyny plan?
– Nie, ale dalsza część mojego, jak to powiedziałaś, planu… – zaczęła, a ja nie wytrzymałam i przerwałam jej łamiąc tym wszystkie zasady.
– …zwyczajnie mi się nie spodoba.
Miałam rację, ten plan mi się nie spodobał.
♥♥♥
Teribrii zaprowadził mnie do mojej komnaty, której od wieków nie widziałam na oczy. Wszystkie rzeczy zdawały się leżeć na swoim miejscu, tak jakby ktoś tam naprawdę mieszkał, jednak to wszystko było kłamstwem. W tej komnacie nie tylko nikt nie mieszkał, ale także te wszystkie rzeczy poukładane na półkach i w szafach nie należały do nikogo, a już na pewno nie do mnie.
Podeszłam do stolika udającego biurko i wzięłam do ręki otwartą książkę.
„Zbrodnia i kara” – przeczytałam w myślach.
Nigdy bym się nie spodziewała, że ktokolwiek w pałacu czyta ludzkie książki, a co dopiero Dostojewskiego… Nie powiem, podobała mi się ta lektura, ale skąd się tutaj wzięła? Przyjrzałam się jeszcze raz uważnie książce i zauważyłam, że jedna ze stron jest lekko zagięta.
A więc jednak ktoś ją czytał…
Otwieram książkę na zaznaczonej stronie i nie mogę uwierzyć w to co widzę. Ktoś zaznaczył ołówkiem kawałek tekstu, mówiący:
„Kto kłamie, ten dociera do prawdy”
A co gorsze, obok było dopisane drobnym jak maczek, pismem:
„Tylko tak odkryjesz kto naprawdę jest twoim wrogiem”
Tego się nie spodziewałam. Wygląda na to, że wszyscy bardzo się cieszą z mojego powrotu.
A
Extra
OdpowiedzUsuńCzekam na next
Następny rozdział będzie dopiero pod koniec stycznia, lub na początku lutego. Dziękuję za komentarz :)
Usuń