piątek,
17

Chapter 4

Siedzę właśnie sama przy stoliku i obserwuję chodzących po rynku ludzi. Jest ich sporo, o wiele więcej niż jeszcze miesiąc temu. Najwyraźniej ludzie już poczuli lato, pomimo, że jest dopiero kwiecień. Wszystkim powiedziałam, że jadę na zakupy, ale rozmyśliłam się i poszłam na kawę. No dobra, przejrzeliście mnie, po prostu ich okłamałam, bo nie chciałam żeby poszli ze mną.
Przyglądam się bańkom, które puszcza jakiś mężczyzna z dziećmi, są one takie kruche, ale też wielkie, imponujące i piękne. Naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje, skoro nawet takie coś wywołuje u mnie refleksje.
- Rozumiem, że jesteśmy zapracowani i czasami możliwe, że przynudzamy, ale żeby od razu uciekać? – słyszę męski głos i mimowolnie się spinam.
Jak on to zrobił? Nie wyczułam jego obecności.
Odwracam głowę i przyglądam się muskularnemu brunetowi, który pomimo uśmiechu na twarzy jest nadzwyczaj poważny. Nie pyta mnie nawet o zdanie, tylko siada obok mnie i wbija we mnie swoje spojrzenie.
- Nie możesz nas okłamywać, musimy wiedzieć gdzie jesteś.
- Po co skoro Anastazja może mnie w każdej chwili wezwać?
Mruży oczy i gdy myślę, że zaraz zacznie swój wykład, jego twarz gwałtownie się zmienia i pojawia się na niej szeroki uśmiech.
- Porozmawiajmy.
- Dobrze się czujesz? – pytam próbując wyłapać w jego energii jakieś niepokojące zmiany.
- Tak, po prostu... – urywa i spuszcza wzrok na swoje splecione dłonie – Rozmawiałem z Anastazją i powiedziała, że nie możecie się ostatnio dogadać, boi się o ciebie.
Jego duże oczy wpatrywały się we mnie i czekały na jakąś reakcję. Co miałam powiedzieć? Jest moją podopieczną i przyjaciółką, ale nie chcę się jej ze wszystkiego zwierzać, nie mogę. Nie czułabym się dobrze opowiadając jej o Jacobie.
- Dlaczego ciebie tutaj oddelegowała?
- A co, mieliśmy przysłać Jacoba? Alice, ja wiem, że jest ci ciężko, ale chcąc nie chcąc jesteśmy na siebie skazani. Z Annie nie chcesz rozmawiać, a Jacob, to Jacob, więc proszę zrozum, że ja też jestem twoim przyjacielem.
- I?
- I wiem, że coś cię trapi.
- Nieprawda.
- Czyżby? To dlaczego ciągle uciekasz, robisz wszystko, żeby tylko nie spędzić za dużo czasu w domu, gdy on tam jest.
Ma rację, ostatnio weszło mi w nawyk uciekanie, ale robię tak tylko, dlatego że to wszystko mnie przytłacza.
- Dobrze, to zróbmy tak, zabiorę cię na spacer. Możesz mi się zwierzyć, ale nie musisz, nie będę cię naciskał, chcę tylko, żebyś się uspokoiła.
- Jestem spokojna.
- Nikt z nas nie jest.
- Masz rację...
Zapłaciłam za kawę i razem z Marcusem poszliśmy przed siebie. Nie wiedziałam za bardzo, czy gdziekolwiek dotrzemy, ale to się chyba nie liczyło.
Uśmiechnęłam się do siebie, gdy kawałek szliśmy szpilkostradą, pomimo wielu ludzi obecnych w tym miejscu, nikt nie zwracał na to uwagę. Pewnie już się przyzwyczaili do niej, chociaż tak naprawdę nie została jeszcze w całości skończona.
Szliśmy tak przez parę minut w ciszy, a ja pochłaniałam wzrokiem radosnych ludzi i od czasu do czasu lekko wzdrygałam się na widok figurek krasnali, one były wszędzie, to trochę przerażające.
- Jesteś bardzo milcząca – mówi patrząc przed siebie.
- Nie wiem, co mogłabym ci powiedzieć, znasz mnie od zawsze.
- Może zacznijmy od tego, że w ciągu siedmiu dni byłaś na randkach dziesięć razy i za każdym razem z kimś innym.
Czyli to byłoby na tyle, jeśli chodzi o niewymuszanie ode mnie odpowiedzi.
- Musiałam odreagować – rzucam niedbale.
- Co takiego chciałaś odreagować i dlaczego zadowalasz się substytutem miłości! – odwrócił się wściekły w moją stronę i spojrzał na mnie wyzywająco.
Czy on właśnie zasugerował... Nie, nie zrobiłby tego, nie jest głupi...
Postanowiłam od razu zareagować i przemówić mu do rozsądku.
- Marcus, jeżeli sugerujesz, że zachowuję się jak dziwka, to powiedz mi to wprost, a nie bawisz się w podchody. Niestety, ale muszę wyprowadzić cię z błędu. Nie sypiam z nimi. Umawiam się na randki, ale nie dochodzi do niczego poważnego, ponieważ... – zastanawiam się, bo nagle mam w głowie pustkę. Nie mogę zrozumieć sama siebie, dopiero po dłuższej ciszy dopowiadam ledwo słyszalnym głosem – Nie dochodzi do niczego więcej, bo są dla mnie nijacy, nigdy nie mogłabym czegoś do nich poczuć.
Uśmiechnął się delikatnie, miałam wrażenie, że właśnie do tego od początku dążył, to chciał usłyszeć.
- Myślę, że odtrącasz ich od siebie, ponieważ już jesteś zakochana.
- W kim? – odpowiadam i wtedy zdaję sobie sprawę z tego, że nie wie o Patricku, więc musiało mu chodzić o...
- W Jacobie – mówię próbując przywołać do myślenia wszystkie szare komórki.
- Nie jest on idealną osobą na ulokowanie uczuć, ale może powinnaś przestać toczyć z nim ciągłą wojnę, bo to cię jeszcze bardziej nakręca. Odpuść sobie i zobacz, co się stanie. Zakochasz się na nowo, czy nie będziesz chciała myśleć o nikim innym.

Godzinę później leżałam w naszym ogrodzie wśród wysokiej trawy, najwyraźniej rośliny już poczuły wiosnę. Nie miałam na dzisiaj żadnych planów, właściwie, to mogłabym sprawdzić, co z moją firmą, ale nie po to odsprzedałam część udziałów, żebym sama się tym zajmowała.
- Też lubię oglądać gwiazdy, ale są lepiej widoczne nocą.
- Ha ha, ale śmieszne.
Otwieram oczy i widzę uśmiechającego się Jacoba. Nie wiem, co strzeliło Anastazji do głowy, ale te pogadanki z chłopakami zaczynają mi działać na nerwy.
- Nie zamykam się przed wami, nie uciekam od was i naprawdę nie mam problemów z uczuciami!
Rozbawiony chłopak podnosi do góry ręce, a ja czuję jeszcze większą irytację.
- Czego chcesz? – dodaję.
- Och, czy muszę od razu czegoś chcieć? Może mi się po prostu nie podobać to, że nie można wejść na trawnik, żeby nie narazić się na gniew wielkiej Alice.
- Przymknij się i siadaj, jeżeli to jest w stanie cię uciszyć.
Uśmiechnął się i niczym zwycięzca, którym wcale nie był, położył się obok mnie.
Jego obecność wyprowadzała mnie z równowagi, nie wiedziałam dlaczego to się ciągle dzieje, ale jego bliskość sprawiała, że przestawałam racjonalnie myśleć.
- Przepraszam – słyszę nagle swój głos i zastanawiam się, dlaczego to powiedziałam.
- Wiem, że nie chciałaś się tak zachować, nigdy nie chcesz.
- To nie tak, że według mnie nie posiadasz uczuć – odzyskuję rezon i zaczynam się tłumaczyć.
- Zasłużyłem sobie na to wszystko, naprawdę nie musisz czuć się z tego powodu winna. Szczerze mówiąc nawet nie dostrzegałem tej skorupy, w której się zamknąłem, dopiero jak przyjechałem do was zrozumiałem jak dużo mnie omija.
- To znaczy, że zaczniesz chodzić na randki? – pytam i sama nie wiem, czemu słyszę drżenie w swoim głosie.
Jacob śmieje się, ale nie patrzy na mnie, nadal uparcie przygląda się chmurom.
- Nie mam takiego zamiaru.
- Dlaczego?
Odwraca się i patrzy mi prosto w oczy, tymi swoimi brązowymi tęczówkami.
- Nie będę szukał dziewczyny skoro wiem, że żadna nie da mi tego, czego naprawdę pragnę.
- Ooo – mówię i czuję jak moja twarz się marszczy, podczas niekontrolowanego galopu moich myśli.
- Nie, nie – zaczyna machać rękami i całkiem poważnie mówi: – Nie jestem gejem.
- Nie?
- Oczywiście, że nie, po prostu jest tylko jedna dziewczyna, z którą chciałbym być.
- To dlaczego nie spróbujesz?
- Bo jestem idiotą, który najwidoczniej lubi zadawać sobie ból.
- Grunt to szczerość.
Leżymy tak jeszcze chwilę, może dwie w kompletnej ciszy, którą w końcu przerywa jego głos.
- Wiem, że myślisz czasami o nim.
- Co? – pytam nie rozumiejąc, o czym mówi.
- Mam na myśli twojego ojca.
Ojciec, to słowo jest mi tak bardzo obce. Moim tatą jest człowiek i dlatego nigdy go nie poznałam, oni nie mogą wiedzieć o naszym świecie, to jest zakazane.
Siadam i przytulam się do podkulonych nóg. Jednym zdaniem przypomniał mi tak wiele bolesnych rzeczy.
- Nie jest tak źle, już dawno pogodziłam się tym, że jest dla mnie nieosiągalny – odpowiadam po długiej chwili ciszy.
- Naprawdę? – pyta przyglądając mi się wnikliwie. – Wiem, że możesz go wyczuć. Nie może wiedzieć o naszym istnieniu, ale jesteś już na tyle duża, żeby spotkać się z nim i nie zdradzić naszych tajemnic.
- Co?
- Alice, jesteś już dorosła. Nikt nie może ci zabronić kontaktu z ojcem.
- Przecież zawsze mówili mi, że...
- Sprawdziłem parę rzeczy i mówią tak, żeby nie stworzyć zamieszania, ale prawda jest taka, że tylko dzieci mają zakaz kontaktów z ojcem, a to dlatego, że ich moc jest wtedy nieprzewidywalna.
- Czyli mogę… – nie dokończyłam mówić, bo złapał moją rękę i jednym, płynnym ruchem podniósł mnie z ziemi.
- Przenieś nas do niego.
Nie za bardzo rozumiejąc, co się właśnie stało, wyciągnęłam rękę przed siebie i rozdzieliłam powietrze tworząc portal. Przeszliśmy przez niego i wylądowaliśmy w Nowym Jorku niedaleko biurowca, w którym pracował mój ojciec. Wiele razy odczuwałam pokusę, żeby tutaj przyjść, ale do tej pory powstrzymywały mnie reguły, których nie chciałam łamać.
Poszłam przed siebie, dobrze wiedząc, że Jacob podąży za mną. Jakiś odźwierny otworzył mi drzwi miło się uśmiechając, a szczupła brunetka w recepcji od razu zapytała do kogo jestem umówiona.
Uśmiechnęłam się miło i zrobiłam coś, czego nienawidziłam. Wysłałam do jej umysłu impuls, żeby zrobiła to, co zechcę i przesłodzonym głosem powiedziałam:
- Jestem umówiona do pana S.Smith, czy mogłaby nas pani do niego zaprowadzić?
- Oczywiście – powiedziała kobieta i wyszła do nas, co patrząc na zdziwione miny ludzi, najwyraźniej nie było jej obowiązkiem.
Minęło może pięć minut, a my już byliśmy na najwyższym piętrze przed drzwiami gabinetu mojego ojca. Kobieta zapukała dwa razy i gdy odezwał się szorstki głos otworzyła nam drzwi i po chwili na powrót zniknęła w drzwiach windy.
Mężczyzna przestał stukać w klawiaturę i przyglądnął mi się uważnie. Jego lekko opuszczone na nos okulary w czarnej oprawce, robiły zniewalające wrażenie w połączeniu z niebieskimi oczami i czarnymi włosami. Przez myśl przemknęło mi również, że nie powinnam być ruda skoro on ma takie silne geny, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że geny elfów rządzą się swoimi prawami.
- Alice? – zapytał, a mnie opadła szczęka.

Skąd on wiedział, kim jestem?




A

______
W zakładkach po boku są dostępne rozdziały ROZDZIELONCH.

W tym rozdziale nic nie ma o Celestynie, bo do jej tematu powrócę później. Na razie ją tylko wprowadziłam do opowiadania:)




2 komentarze:

  1. Dalej nie rozumiem, kogo oczy widziała Alice w poprzednim rozdziale. Czyżby ojca? :)
    Ponownie jedna literówka na początek:
    są one taki kruche
    takie
    Fajny rozdział, choć wcale nie spodziewałam się tego wątku. W zasadzie to nawet nie myślałam o ojcu Alice. Jestem ciekawa jak to rozwiniesz i skąd on wiedział jak wygląda jego córka.
    Podobała mi się rozmowa Marcusa i Alice, jest dla niej dobrym przyjacielem. Również Anastazja jest świetną przyjaciółką, skoro wie, że żeby pomóc Alice musi przysłać do niej chłopaków :)
    Jacob mógłby się w końcu złamać i zrobić pierwszy krok bo czekam na to od poprzednej części :P Mam nadzieję, że nastąpi to wkrótce i Alice i Jacob będą potajemnie się spotykać.
    Czekam na kolejny rozdział.

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tamte oczy należały do Patricka. A ten wątek dodałam, bo jak pewnie zauważyłaś, chcę wprowadzić nowych bohaterów: Patricka, ojca Alice, siostrę Anastazji, a później brata Patricka i matkę oraz ciotkę Alice.

      Usuń

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.