sobota,
2

Chapter 31 cz. 2


Marcus POV

Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Jedyną pozytywną stroną mojego szoku był fakt, że moi potomkowie zlitowali się nade mną i postanowili mi pomóc. Oczywiście nie wszyscy byli zadowoleni takim obrotem spraw, ale w końcu zaprowadzili mnie do Elise, która stała w sąsiedniej komnacie, odwrócona tyłem do wejścia.

– Jak to nie możecie ich znaleźć?! Potrzebuję jej krwi! – krzyczała do sługi, który pokornie wpatrywał się w posadzkę.

– Nie dostaniesz w swoje łapska ani jednej kropli królewskiej krwi – mówię, zwracając na siebie jej uwagę.

Elise odwraca się powoli, a mi się wydaje, że od naszego ostatniego spotkania minęło tysiące lat.

– Odebraliście mi to, co do mnie należało! – krzyknęła rozwścieczona.

Uśmiechnąłem się zwycięsko i wyjąłem z kieszeni kamień, który przed podróżą wręczyła mi Anastazja.

– Chyba masz na myśli ten oto kamyczek, który nigdy nie należał do ciebie i który ostatnio zabrała sobie moja kochana Anastazja.

Oczy Elise zaświeciły się i jak zahipnotyzowana wyciągnęła w moją stronę swoje pomarszczone ręce. Wierzyć się nie chciało, że mój potomek mógł tak się stoczyć, ale przecież ja też od zawsze walczyłem z ciemnością.

– Ojcze. – Elyon położyła swoją dłoń na moim ramieniu i potrząsnęła mną delikatnie. – Zrób to co musisz, inaczej my zrobimy to co ona będzie nam kazała. Zakon musi mieć kogoś kto nas poprowadzi, nie możemy sami decydować.

– Waszym… – przełknąłem nerwowo ślinę i dokończyłem zdanie, mówiąc: – Osobą, która się wami zajmie będzie Loretta, moja siostra.

– Loretta – powtarza za mną Elise, przybierając na twarzy ohydny uśmieszek. – Pamiętam ją, bardzo dobrze pamiętam twoją naiwną siostrzyczkę.

– Milcz! – krzyknąłem.

To co działo się później nie było już jedynie rozmową, ani nawet walką. Złość jaką poczułem względem Elise, uwolniła we mnie moc, którą z całych sił próbowałem stłamsić przez całe swoje życie. Wszedłem do jej umysłu, ale nie po to, żeby tak jak Artur, odebrać jej duszę. Znalazłem się tam po to, żeby ją zniszczyć.

Czułem jej każdą myśl, każdy płomień krążący pod jej skórą, całą jej moc i przekonany bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, wiedziałem że musi odejść, bo inaczej stracę wszystkich.

Nie zwracałem uwagi na czarne macki, które z każdą kolejną minutą oplatały się wokół mnie, tworząc nieprzerwany kokon. Ciemność zaczęła mnie pochłaniać w tym samym momencie w którym zacząłem wysysać z Elise jej moc, a razem z nią, to co jeszcze trzymało ją przy życiu. Nadszedł też moment, który nadchodzi zawsze. To był ten moment, gdy zrozumiałem, że przekroczyłem granicę, a w tym nie mogły mi pomóc nawet moje dzieci, które okrążyły mnie w obronnym szyku i nie dopuszczały do mnie nikogo, kto jeszcze służył Elise.


Anastazja POV

„Jak on mógł to zrobić, no jak on mógł?!” – ta myśl niczym natarczywy budzik wciąż odzywa się w mojej głowie.

Wyrywam się z uścisku Jacoba i wbiegam do sali z której dochodzą odgłosy walki. W pierwszej chwili nie jestem w stanie dostrzec Marcusa, bo w komnacie walkę toczy dużo ludzi, których co gorsza nie znam, bo przecież nie przybyliśmy tutaj z własną armią.

– Chodź ze mną – słyszę szorstki głos, a po chwili kobieca dłoń zaciska się na moim ramieniu i ciągnie mnie w centrum zamieszek.

Próbuję się wyrwać tej kobiecie, a ona pomimo, że jest ode mnie silniejsza, odwraca się rozwścieczona. Z całego serca żałuję, że zadarłam z tą szurniętą hinduską.

– Na wszystkie świętości, jesteś białym krukiem, mogłabyś być bardziej zaradna i domyślna. NIE JESTEM TWOIM WROGIEM.

– A kim? – pytam.

Zanim jednak nieznajoma otwiera usta, celuje pięścią w mężczyznę, który zaszedł mnie od tyłu, a potem zniecierpliwiona, mówi:

– Jestem Nitara, twoja córka. Ojciec użył swojej mocy i stracił przytomność, musisz odgonić od niego ciemność.

– Ja, nie wiem czy dam radę – mówię, niepewnie.

Nitara staje w miejscu i odwraca się powoli w moją stronę, jej wyraz twarzy zdradza wszystkie myśli jakie żywi w stosunku do mnie i nie są one miłe.

– To jest twój obowiązek, siadaj! – krzyczy i rzuca mnie na podłogę obok leżącego Marcusa.

Nic nie mogę poradzić na to, że zaczynam płakać. Biorę w ręce jego twarz i zaklinam w myślach, żeby się obudził, ale on nie reaguje.

– Usiądź po turecku – rozkazuje mi Nitara.

Podnoszę głowę do góry i zdaję sobie sprawę, że oprócz mojej córki po turecku siedzi jeszcze jedna, spokojniejsza dziewczyna o nordyckiej urodzie.

– Jestem Elyon, złap nas za ręce.

Zrobiłam jak rozkazała, a po chwili coś w mojej głowie się otworzyło i już wiedziałam, co muszę zrobić. Ścisnęłam dziewczyny mocno za ręce i przepełniona nieskazitelną, białą energią, powiedziałam:

– Odganiam od ciebie to co złe. Niech mrok odejdzie w zapomnienie i pokona świata drżenie.

Dziewczęta powtórzyły za mną te słowa, a wtedy…

Marcus otworzył oczy.

A

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.