poniedziałek,
20

Chapter 16

Biblioteka okazała się dużym pomieszczeniem znajdującym się w nieużywanej przez nas części domu. Zdziwiło mnie, że była tak bardzo zadbana, półki z książkami miejscami sięgały prawie pod sam pięciometrowy sufit, a każde miejsce tego ogromnego pomieszczenia było na swój sposób oświetlone przez kryształowe żyrandole, zwyczajne kinkietówki, lub małe lampki na stolikach. Patrick zaprowadził nas do części czytelniczej, gdzie znajdowały się zabytkowe stoliki z krzesłami i sofy z brązowej skóry, jednak najbardziej przypadł mi do gustu fotel ustawiony pod wielkim oknem. Podejrzewałam, że osobą, która go przestawiła – co ewidentnie było widać, bo jego położenie nie pasowało do reszty wystroju – był Patrick.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy niewielkim stoliku. To właśnie wtedy nachylił się nade mną i zaczął mi wszystko opowiadać ściszonym głosem:
– Księga przodków.
Księga przodków, czyli takie vademecum władcy, jest tam spisane wszystko, co przyszło do głowy poprzednim władcom. To coś w stylu tajnych zapisków głowy państwa i właśnie dlatego, że są tajne, nie mam do nich dostępu, właściwie to nikt nie ma, a przynajmniej oprócz mojej matki.
– Zapomnij, pozwolą mi się do niej zbliżyć dopiero, gdy obejmę władzę – powiedziałam zdegustowana.
Patrick uśmiechnął się przebiegle, co ewidentnie nie zwiastowało niczego dobrego. To było widać w jego oczach, w jego pięknych, niebieskich oczach, które zwiastowały kłopoty.
– A gdybym powiedział ci, że jest inne wyjście.
– Nie włamiemy się do mojego zamku, zresztą nawet nie wiem gdzie mogliby ukryć coś tak cennego.
– Alice, nie musimy się nigdzie włamywać.
– Proszę powiedz mi, że nie ukradłeś jakiejś starej, bezużytecznej księgi z mojego zamku, bo nasz troll biblioteczny staje się groźny, gdy robi się coś wbrew jego zasadom. Nawet ja nie miałam z nim lekko.
– Nie jestem głupi.
– I tutaj bym się kłóciła.
– Dobrze, skoro nie chcesz odnaleźć swojej podopiecznej…
Przygryzłam usta i wściekła skapitulowałam.
– Dobrze, mów co wiesz.
– Wy macie drugą wersję księgi.
– Chyba ciebie nie rozumiem.
– Zanim moja rodzina została wygnana, królowa z mojego rodu wyniosła księgę przodków poza królestwo i od tamtej pory jest ona w naszej rodzinie.
– A ta mojej matki?
– Gdy tylko się zorientowali, następna królowa obdarzona mocą należytą temu stanowiskowi, rzuciła zaklęcie i połączyła obydwie księgi. Co pojawi się w jednej, jest zapisane także w drugiej.
– Ale jak mam tam znaleźć odpowiedzi?
– Twoja matka na pewno wciąż uzupełnia księgę, jeżeli natknęła się kiedyś na taką osobę, miejsce, to powinna była o tym wspomnieć.
– A wiesz, gdzie ona się znajduje?
– Tak, ale od wieków nikt nie zdołał jej otworzyć.
– Odrzuca was – mruknęłam pod nosem zastanawiając się czy ta przemądrzała księga zaakceptuje mnie, jako godnego czytelnika.
– I jest jeszcze coś, jeżeli mamy ją zdobyć, musimy wyruszyć natychmiast.
– Dlaczego?
– Bo księga jest w moim domu, a teraz rodzina powinna być na zjeździe.
– No to ruszamy – powiedziałam pełna sprzecznych przeczuć i emocji.
– Ja prowadzę.
Wydawał się być z siebie dumny, ja jednak miałam poważne obawy przed tym, na jakiej półkuli wylądujemy. Nie żebym w niego nie wierzyła, jest w końcu moim uczniem, ale naprawdę strach zdać się na jego umiejętności, które nie powalają na kolana swoją okazałością. Dobrze, że przynajmniej jest przystojny, może ktoś się nad nim zlituje i nie oberwie, gdy wyląduje przez przypadek w czyjejś sypialni. A uwierzcie mi, to jest bardzo prawdopodobne.
Chwyciłam Patricka za rękę i pozwoliłam mu przeprowadzić siebie przez portal. Wypadliśmy z sufitu prosto na miękkie łóżko. Zaśmiałam się, gdy odbiliśmy się od materaca i powędrowaliśmy w górę, a gdy opadliśmy znowu na łóżko, Patrick przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
– Witaj w moim małym królestwie.
– Muszę ci przyznać, potrafisz zrobić efektowne wejście.
Pokiwał głową z aprobatą i uśmiechnął się zadowolony z siebie. Nie mogliśmy leżeć tutaj przez cały dzień, więc z ociąganiem zeszłam z łóżka i powoli rozejrzałam się po pokoju chłopaka. Dominował tutaj kolor granatowy z czarnymi akcentami. Meble miały kolor ciemnego brązu, podobnie jak drzwi i podłoga, jednak nie interesowały mnie takie szczegóły. Podeszłam do okna, które zajmowało prawie całą ścianę i z uśmiechem przyglądałam się spokojnemu oceanowi.
Od początku wiedziałam skąd pochodzi Patrick, jednak dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że pewnie tęskni za tym miejscem, ja bym tęskniła. Kocham naturę w najczystszej postaci, jednak ostatnimi czasy nie miewam okazji na odwiedzanie takich miejsc.
– Możesz wyjść na taras – odzywa się stojąc za moimi plecami. Czuję jego oddech na swojej szyi i lekko się wzdrygam.
– Nie ma takiej potrzeby, nie powinnam tego przedłużać – odwracam się i patrzę prosto w jego przenikliwe oczy. – Musimy odnaleźć księgę.
– W całym tym domu jest tylko jedno miejsce, w którym mogli je ukryć.
– Jakie?
– Te, do którego miałem zakaz wstępu.
– To stąd się wzięło twoje obsesyjne zaglądanie za każde drzwi.
Zmrużył oczy i udał niezadowoloną minę, jednak nie zrobił tego wystarczająco dobrze, bo od razu go przejrzałam. Wiadomo, że osoba, której kąciki ust unoszą się w delikatnym uśmiechu, nie jest obrażona ani zła.
– Prowadź – powiedziałam unosząc prowokacyjnie jedną brew.
– Jedno łóżko już ci zaprezentowałem, więc może przejdziemy do następnych, co ty na to?
Patrick poruszył szybko brwiami wywołując u mnie napad śmiechu, którego nie mogłam opanować. Nie wiedzieć czemu w tym domu miałam naprawdę dobry humor.
Zaskoczył mnie styl, w jakim był udekorowany dom. Korytarze i pomieszczenia, które widziałam po drodze były eleganckie i nijakie, oczy zaczęły mnie boleć od zbyt dużego natężenia białego koloru. Patrick, najwyraźniej przyzwyczajony do wyglądu swojego domu, nie zwracał uwagi na otoczenie i z dumnie uniesioną do góry głową, zaprowadził mnie na strych, a raczej przed drzwi do niego prowadzące.
– Nigdy nie potrafiłem otworzyć tych drzwi.
– Wierzyć się nie chce, że twoje zdolności włamywacza zawiodły – powiedziałam z udawanym zdziwieniem, a on cicho zachichotał.
Podeszłam do drzwi i położyłam na nich dłoń. „Zobaczmy, co tutaj ukrywasz” powiedziałam do siebie i delikatnie wprowadziłam w metal swoją energię. Ku mojemu zaskoczeniu zamek się nie otworzył, a ja wylądowałam na przeciwległej ścianie.
– Suka – ryknęłam rozgniewana, zdając sobie sprawę, z czym mam do czynienia.
Ignorując Patricka podbiegłam do drzwi i nie powstrzymując wściekłości krzyknęłam na tyle głośno, że spokojnie mogłabym zbudzić do życia zombie.
– Jestem Alice, następczyni tronu krainy elfów, moją matką jest twoja królowa, więc jako moja poddana rozkazuję ci otworzyć przede mną drzwi. W innym wypadku oskarżę cię o zdradę rodziny królewskiej – wysyczałam jednym tchem.
Drzwi od razu się uchyliły, a ja weszłam usatysfakcjonowana do środka.
– Nie rozumiem – wymamrotał Patrick.
– Wejścia pilnowała istota z mojego wymiaru. Uprzedzę cię, to nie są elfy, nazwałabym je raczej nieposkromionymi duszkami, które rozrabiają dopóki nie przysięgną wierności jakiejś osobie.
– Tobie ustąpił…
– Nie miała wyboru, musiała złamać przysięgę, bo ja tego zażądałam. Nie ważne, na jakim jest świecie i po jakiej stronie, należy do moich poddanych, a oni mają być posłuszni.
– To jest trochę straszne.
– Uwierz mi, gdybyś spędził na dworze tyle czasu, co ja, mówiłbyś inaczej. Gdyby nie przysięga lojalności wobec mojej rodziny, stałoby się z nami to samo, co z waszym rodem, bylibyśmy wygnani.
– Czym zawiniliście?
– Niczym, zawsze znajdzie się ktoś przeciwny władzy, dlatego muszę być ciągle czujna. Uwierz mi, na każdym kroku próbują wykorzystać moje słabości przeciwko mnie. Nie umiem już inaczej żyć, ciągle wszystko analizuję.
Przede mną spadły na podłogę jakieś papiery, a chwile później poczułam przy sobie czyjąś obecność, która nachalnie się we mnie wpatrywała.
– Mówiłam ci już, że te duszki są irytujące? – warknęłam pod nosem.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu całym wykonanym z drewna i z uśmiechem pokazałam Patrickowi złotą księgę leżącą na biurku przed oknem. Podeszliśmy do niej, a ja spróbowałam ją otworzyć, bo ku mojemu zdziwieniu, nie posłuchała się mnie. Spróbowałam raz jeszcze, ale skończyło się tak samo. Nie wiedzieć, co o tym myśleć, położyłam rękę na księdze i niczym ślepiec, wyczuwałam wypukłe zdobienia w kształcie pnączy, które powinny się kończyć na nazwie królewskiego rodu. Nachyliłam się nad księgą, a moje włosy opadły dookoła mnie niczym kurtyna. Na środku księgi znajdował się tekst, którego na początku nie mogłam rozszyfrować ze względu na archaizmy, ale również łodygi wplecione w litery, to spowodowało, że nie od razu rozpoznawałam słowa. W końcu, gdy już byłam pewna, co jest tam napisane, cofnęłam się o krok, wciąż jednak patrząc na księgę.
Nazwa głosiła: „Mej córce zrodzonej z mroku i podobnym do niej dzieciom”.
Nie rozumiałam tego, jak rodzina królewska mogłaby być zrodzona z mroku? Zastanowiłam się przez dłuższą chwilę i myślami wróciłam do Halloween, podczas którego Anastazja poznała Marcusa. Stwierdziła wtedy, że w moim przebraniu nawet pasuję na elfa, to właśnie wtedy zaczęłyśmy naszą rozmowę o legendach z tym związanych. Ludzie różnie tłumaczyli sobie powstanie mojej rasy, chociaż tak naprawdę nigdy nas nie spotkali, a przynajmniej nie mogli wiedzieć kim jesteśmy, z wyglądu byliśmy do nich bardzo podobni, no może poza rzucającą się w oczy urodą. Na szczęście jak na elfa byłam dosyć brzydka, co w ludzkim świecie i tak odbiegało od normy, dzięki czemu w Londynie często na ulicach i w galeriach dostawałam propozycje pracy w modelingu.
– Patrick, co wiesz o podziale w królestwie elfów?
– Jakim podziale? – zapytał zmieszany.
Westchnęłam przeciągle i usiadłam pod ścianą, gdzie po chwili dołączył do mnie chłopak.
– Istnieją elfy, które swym pięknem potrafiły wprowadzić ludzi w stan osłupienia, dzięki czemu niemądrzy ludzie robili wszystko, co chciał taki oto elf, siostrzaną mocą jest taniec, gdy piękne panny zatańczą, człowiek tak się w nie zapatrzy, że przeleci mu przez palce jego własne życie. Istnieją też bardziej miłe moce, jak na przykład latanie, taką mocą odznaczają się straże i posłańcy w moim królestwie. Jak pewnie przypuszczasz, ja nie mam takich mocy, bo jestem strażniczką, a my występujemy nie tak często jak można by przypuszczać. Na przykład twój brat, nie ma mocy, ale potrafi wyczuć, kiedy coś się z tobą dzieje. Takie osoby jak i ich moce, były kiedyś nazywane esencją, za tą nazwą kryło się wiele znaczeń, ale wszystkie sprowadzały się do tego, że osoba obdarowana tą mocą potrafiła nie tylko wyczuwać niebezpieczeństwo u swoich podopiecznych, według legend jesteśmy najbliżsi pierwszym władcom, bo posiadamy ich moc.
– Ponoć oni byli okrutni.
Przytaknęłam lekko głową i nie pozwalając sobie na zatopienie się w myślach, mówiłam dalej:
– Wykorzystywali moce do złych celów, potrafili wyssać z człowieka, a nawet z elfa, jego duszę. Ba, pewnie robili dużo innych rzeczy, ale nie zostały one spisane, pewnie w obawie przed powrotem do tamtych czasów. Wiesz, nie chcieli dawać nam pomysłów na sianie zniszczenia. Sam widzisz czym była esencja, a mimo wszystko takie osoby zaliczały się do białych bądź też jasnych elfów.
– To jakie były te złe?
– Szeptacze. Ich moc była okrutna, potrafiły każdego doprowadzić do szaleństwa, poprzez wchodzenie w jego myśli i pozostawianie tam strasznych obrazów oraz złych myśli. Przez nich wiele osób zginęło. Każdy, kto był przez dłuższy czas narażony na ich towarzystwo, kończył tak samo, rzucał się ze skały, żeby uciszyć głosy.
– Dlaczego się ich nie pozbyto?
– Tam gdzie jest dobro, musi też istnieć zło. Dlatego król wziął ich pod swoją ochronę, jednak to nie pomogło i dużo szeptaczy zginęło.
– Czy… – zająkał się Patrick. – Czy oni nadal istnieją?
– Nie wiem.
– To dlaczego mi o tym opowiedziałaś? – zapytał niepewnie.
Spojrzałam na niego i dostrzegłam, że się boi. Myśl, że ktoś mógłby mieszać w jego głowie sprawiała, że poczuł się nieswojo.
– Ta księga – wskazałam na przedmiot, nawet na niego nie patrząc. – Została wytworzona w królestwie i zawsze myśleliśmy, że był to przedmiot królewski należący do władcy, jednak chyba się myliliśmy. Możliwe, że wiem, dlaczego twoja rodzina zabrała tę księgę, chciała ochronić swoje sekrety.
– Przecież wszystko, co jest w niej, znajduje się także w waszej.
– Masz rację, różni je jednak napis na okładce. Na księdze mojej matki powinna być nazwa mojego rodu, tego który panuje, jednak u was znajduje się tylko dedykacja: „Mej córce zrodzonej z mroku i podobnym do niej dzieciom”.
– Jestem szeptaczem! – wykrzyknął przerażony, na co się zaśmiałam.
– Uwierz, zauważyłabym, gdybyś zakradał się w umysły innych osób, nawet przez przypadek.
– Jak?
– Mogę wyczuć działanie magii, każdy w mojej rodzinie to potrafi, ale nie wiem czy to jest charakterystyczne dla władców, mojego rodu, czy innego czynnika, którego nie jestem świadoma.
– To dlaczego opowiedziałaś mi o ciemnych elfach?
– Ponieważ w naszym świecie istnieje reinkarnacja, za każdym razem rodzimy się elfami, ale przeważnie nic nie pamiętamy. Jednak istnieją osoby mogące spojrzeć wstecz, takie elfy są nazywane widzącymi. Gdy miałam parę lat, zawitała na nasz dwór widząca. Matka od razu zaprosiła ją na prywatne spotkanie, w którym uczestniczyłam – zaśmiałam się nerwowo, przyglądając się swoim trzęsącym się palcom. – Miałam tylko pięć lat i to właśnie wtedy odesłano mnie z królestwa do jedynej osoby, która chociaż nie cieszyła się dobrą opinią, to w razie potrzeby mogła mnie ochronić.
– Nie rozumiem, co ci zagrażało?
– Mój własny lud. Ta kobieta, widząca przeraziła się, gdy mnie zobaczyła i zaczęła krzyczeć, że jestem królewską córką, która nie powinna się narodzić, wykrzyczała na całe królestwo, że jestem mroczną córką.
– Co to może oznaczać?
– To, że błędnie wzięli ją za wariatkę i w historii elfów naprawdę była mroczna córka w rodzinie królewskiej. Wiesz, najstraszniejsze jest to, że oni czasami gubią się w tym wszystkim i nie widzą naszej obecnej twarzy, pogrążają się we wspomnieniach, których nikt już nie pamięta, a mimo to oni to widzą i boją się. Boją się o swoje życie.
– Dlaczego nie mogłaś otworzyć księgi? – zapytał łagodnie.
– Nie jestem królową, mój książę.
Zaśmiał się i jednym zwinnym ruchem wstał i podniósł mnie z podłogi. Spojrzałam na niego zdezorientowana, a on nic nie mówiąc odgarnął z mojej twarzy zbłąkane kosmyki włosów. Czułam, że nie do końca rozumiem, co się dzieje, miałam wrażenie, jakby ktoś przytłumił moje zmysły i tylko częściowo znajdowałam się w swoim ciele. Patrick nadal delikatnie się uśmiechając, nachylił się i delikatnie musnął moje usta. Wstrząsnął mną dreszcz, na co jego usta wygięły się w kolejny uśmiech. Chłopak jednym ruchem przycisnął mnie do ściany i wbił się w moje usta. Odwzajemniłam pocałunek i zarzuciłam na jego szyję swoje ręce. Jego bliskość była natarczywa, całą sobą czułam, że powinnam to robić, jedynie umysł krzyczał, że to nie jego chciałam całować, jednak był on przegłosowany, bo odłączona od jego mądrych podpowiedzi nadal całowałam Patricka, który ani na chwilę nie oderwał się ode mnie. Po chwili przeniósł mnie na parapet, na którym usiadłam i wciąż go całując, zaczęłam błądzić dłońmi po jego klatce piersiowej.
W końcu oderwał się ode mnie i zamglonymi oczami spojrzał na mnie zdezorientowany i zachwiał się. Moja reakcja była natychmiastowa, rzuciłam się do przodu, żeby nie pozwolić mu upaść, jednak po drodze zahaczyłam o biurko, z którego strąciłam księgę. Nim się obejrzałam, leżałam na podłodze z rękami pod głową Patricka. Od razu mi ulżyło, przynajmniej nie uderzył się głową o podłogę, z której na każdym kroku wystawały końcówki gwoździ, albo drzazgi.
Dotknęłam jego policzka, ale nadal miał zamknięte oczy. Nie myśląc za wiele uderzyłam go w policzek, na co od razu otworzył oczy i nieco odurzony dotknął swojej twarzy i z uśmiechem na ustach, powiedział:
– Nazwałaś mnie swoim księciem.
– Co tutaj się dzieje? – powiedziałam do siebie próbując zrozumieć, co się przed chwilą stało.
Nie wiedzieć czemu, zaczęliśmy się z Patrickiem całować, a potem zaczął się zachowywać jakby się czegoś naćpał. To ani trochę nie wyglądało normalnie.
– Księga – wyszeptał, a ja od razu na nią spojrzałam.
Zaniemówiłam. Księga była otwarta i nie miałam pojęcia jak do tego doszło.
Podniosłam Patricka i posadziłam go pod ścianą, mając nadzieję, że w końcu dojdzie do siebie. Jednak jego stan nie był jedyną niewiadomą. Podniosłam księgę z podłogi i ułożyłam ją na biurku. Tak jak się spodziewałam pierwsze strony były zapisane starą wersją języka, jednak mnie interesowało coś innego. Chciałam odwrócić stronę, jednak nie mogłam tego zrobić. Przeklęłam pod nosem, ta księga żyła własnym życiem.
Zrobiłam parę głębokich wdechów i odrobinę się uspokajając, zaczęłam czytać tekst. Po dłuższym czasie, w końcu mogłam go w pełni zrozumieć.
Królestwo, lud sprzeciwili się zachowaniu statusu przez Irisse, która będąc córką władcy związała swój los z mrocznymi istotami. Księżniczka mieszka w zamku, ale nikt jej nie widuje od czasu ukończenia przez nią dwunastu wiosen, chociaż w jej przypadku powinniśmy odliczać zimy, bo właśnie wtedy rodzą się mroczne istoty.
Ojciec, król bardzo kochał swoją córkę i dlatego w prezencie na dwudzieste urodziny podarował jej księgę, w której zawarta była wiedza o jego królestwie, a jako, że była jej częścią, musiała tutaj zostać napisana również wzmianka o niej, pierwszej mrocznej księżniczce w królestwie elfów.
Na tym kończyło się pismo zapisane w staranny sposób.
Nie wolno ci uwierzyć w nic, co usłyszysz. Nie siedziałam przez te lata w komnacie, wielokrotnie się wymykałam i spędzałam czas z elfami, którym nic się nie stało. Ta moc nie niszczy, jeśli się na to nie pozwoli. Dzieci mieć pewnie nie będę, bo kto by chciał się ze mną związać wiedząc kim jestem. Jednak mam nadzieję, że przeczyta to kiedyś ktoś w jakiś sposób ze mną związany.
Nie jestem morderczynią ani szaloną córką władcy. Moje umiejętności nie pojawiły się też w efekcie klątwy. Naczytałam się w swoim życiu wystarczająco dużo, żeby móc dokładnie odkryć swoją naturę. I mogę śmiało powiedzieć, że nie ma jasnych i ciemnych istot, są tylko dobre i złe, a o tym nie decydują umiejętności.
Dlaczego ciągle to ja mam być ciemną, skoro moje poddane bawią się ludźmi, zabierając im lata życia.
Dlaczego ciągle to ja mam być ciemną, skoro to król zabiera dusze.
Dlaczego ciągle to ja mam być ciemną, skoro mój brat zadawał ból jedynej osobie, która bezinteresownie okazała mi dobroć wiedząc kim jestem. Czy naprawdę musiał mi zabrać miłość w tak okrutny sposób, pozbawiając chłopaka powoli i boleśnie czucia w kończynach?
Tak, taka właśnie jest moc mojego brata, nie zarządza on esencją tak jak wszyscy przypuszczają. I chociaż oficjalnie ochrania czarownika, to jest to tylko gra, utrzymywanie pozorów po to, żeby zachować ciągłość dynastii.
A ja?
Nikt nie może się pogodzić się, że serce naszego królestwa, wybrało właśnie mnie na godną zastąpienia ojca.
I właśnie dlatego nie mogę tutaj zostać. Zostawiam tę księgę dla innych książąt, godnych poznać jej treść, a sama uciekam w miejsce, gdzie nie stanie mi się krzywda. Od dnia dzisiejszego zabieram mrocznych do Entiene, zapomnianej części królestwa, gdzie mój brat nie odważy się wysłać nawet najbardziej znienawidzonego poddanego.
W tym miejscu mogą przeżyć tylko ci, którzy potrafią odgonić cienie. Tak, właśnie: odgonić. Moją mocą są nie tylko szepty, my przez wielu nazywani mrocznymi istotami, możemy ochronić siebie i innych przed mrokiem, który przychodzi po każdego.
Jesteśmy wiernymi sługami białego kruka, który nauczył naszych poprzedników jak wykorzystać tą moc. Jednak tejże czarownicy nie widziano od bardzo dawna i dlatego to ja zaczynam przewodzić ciemnymi.
Koniec. Wierzyć się nie chce, że to wszystko miało miejsce. Odwracam się i jestem świadkiem jak Patrick zaczyna się dusić, a po chwili mruga szybko oczami i wraca do rzeczywistości. Nie muszę się bać, nie muszę mu pomagać, bo wiem, że to co się stało, zrobiła księga, po to aby nie poznał tej historii.
– Musimy znaleźć odpowiedzi – powiedział pewnie, wracając do mojego, naszego świata.
– Księga nie chce nam tego pokazać.
Patrick łapie mnie pewnie za ręce i mówi:
– Musimy się dowiedzieć, czym jest Elise.
Jego dotyk podziałał niczym zaklęcie na dźwięk którego w pokoju zebrał się wiatr, który szybko przewrócił strony księgi i tak nagle jak się pojawił, znikł. Spojrzeliśmy niepewnie po sobie i nadal trzymając swoje ręce, podeszliśmy do księgi. Zaczęłam czytać ją na głos, mając te wszystkie złe przeczucia:
Ja, królowa elfów i ich królestwa przekazuję część terenów ciemnych istot, pod władanie Elise, potomkini białego kruka. To miejsce będzie ukryte i będzie się można dostać tam na trzy sposoby. Potomkowie białego kruka pojawią się w nowym pałacu po wypowiedzeniu zaklęcia. Zwykłe czarownice potrzebują do tego dodatkowo zaklętego przedmiotu, który połączy się z zaklęciem.
O trzecim sposobie nie wie nawet sama Elise, stworzyłam tą możliwość na wypadek gdyby zdradziła któregoś z moich potomków. Do jej kryjówki można się dostać nie znając zaklęcia. Wystarczy, że członek królewskiego rodu, panującego, lub sprawującego swe rządy w przeszłości, upuści swoją krew przed bramą światła, znajdującą się w ruinach starego królestwa. Musicie wtedy wiedzieć, czego szukacie, a szukacie tego, co jest ukryte, potężnej potomkini białego kruka. Jeżeli odpowiednio przedstawicie swoje intencje, to brama zmieni się w portal. Tak jak za czasów naszych przodków, przeniesie was tam, gdzie pragniecie.
Jej wysokość, Mareye. Potomkini walecznego Coriane i nosicielka mocy wiatrów.
– Czym jest moc wiatrów? – od razu zapytał Patrick.
– Kontrolowała powietrze, ale jako, że miała królewską krew to w zakres jej zdolności musiało wchodzić również czytanie w myślach.
– Nigdy nie słyszałem o takiej mocy.
– Bo od wieków żadne królewskie dziecko nie posiadło jej, a zwykły elf nie mógłby władać tak potężną mocą.
– Dlaczego? – zapytał Patrick, na co uśmiechnęłam się smutno.
– Bo jesteśmy inni, to królestwo obdarza nasze rody mocami.
– Nasze?
– Tak, tylko nasze dwa rody miały niespotykane moce.
– Mama zawsze mówiła, że jestem wyjątkowy – zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami.
– Nie to jest teraz ważne. Królowa, która to napisała była prawnuczką jednego z nielicznych mężczyzn w moim rodzie. A tym samym ostatnim z nich.
– Kiedy to było?
– Na samym początku panowania. Oficjalnie uważa się moją dynastię za kobiecą, jednak to jest kłamstwo. Nie wiem, dlaczego chcą ukryć tak wielkich wojowników.
– Wojowników, a z czym oni walczyli?
Spojrzałam na niego wymownie, a on zrozumiawszy moje sława, zacisnął ze złości usta. Moi przodkowie uczestniczyli tylko w jednego rodzaju walkach, tych z poprzednią dynastią.
– Nie ma się czym chwalić – powiedział zniesmaczony.
– Wręcz przeciwnie, wspominając o tym, bylibyśmy potężniejsi, a jednak z jakiegoś powodu z biegiem lat zaczęli ukrywać fakty świadczące o tym, co się wtedy działo.
– A co z Elise?
– Tego właśnie nie rozumiem. Jakim cudem może jeszcze żyć, nawet nasza rasa nie żyje tyle, a co dopiero czarownica.
– Widocznie nie wiemy wszystkiego.


A

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.