Właśnie mieliśmy razem z Patrickiem wracać do rezydencji,
gdy poczułam mdłości. Złapałam się za brzuch i zgięłam w pół. Chłopak od razu
złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie, nie pozwalając mi upaść.
– Co się dzieje? – zapytał przerażony.
Miałam nadzieję, że coś się naprawdę dzieje, bo jeśli Annie
wezwała mnie bez powodu, to powyrywam jej włosy z głowy. Nienawidzę jak jestem
wzywana, to co wtedy czuję można porównać do najbardziej nieprzyjemnego zabiegu
związanego z żołądkiem. Sama nie wiem, może lewatywa? Nigdy nie miałam jej
robionej, ale pewnie czuje się coś podobnego.
– Nie puszczaj mnie, będzie nieprzyjemnie – wyszeptałam i
właśnie w tym samym momencie wpadliśmy do wiru, który poprowadził mnie prosto
do mojej podopiecznej.
Marcus zawsze twierdził, że nie powinnam marudzić, gdy
jestem wzywana, bo całe życie chodzę przez tunele i portale, jednak to jest coś
innego. Gdy moja podopieczna mnie wezwie, czuję się jakby coś okropnego
rozsadzało mnie od środka. Na szczęście po wylądowaniu na miejscu wszystko
znika i zostaje jedynie dyskomfort, który nie jest aż tak trudno zagłuszyć.
Inaczej było w przypadku Patricka, który po tym przymusowym powrocie opadł bezwładnie
na podłogę z kredowo-białą twarzą. Zdenerwowana już otwierałam usta, aby zacząć
krzyczeć na Anastazję, która stała przede mną i była cała i zdrowa. Nie wydałam
z siebie jednak żadnego dźwięku, bo moje usta zakryła męska dłoń.
– Nie waż się pisnąć choćby słowa, musimy cię zabrać w inną część domu i to szybko, zanim wyjdzie na jaw, że mieszkasz pod jednym dachem z wrogim księciem – powiedział cicho Marcus.
– Nie waż się pisnąć choćby słowa, musimy cię zabrać w inną część domu i to szybko, zanim wyjdzie na jaw, że mieszkasz pod jednym dachem z wrogim księciem – powiedział cicho Marcus.
W tamtym momencie chciałabym powiedzieć, że nie ma
najmniejszego prawa, żeby mi rozkazywać, jednak nazwanie Patricka wrogim
księciem dawało do myślenia. Podczas naszej nieobecności musiało się coś stać i
nie miałam innego wyjścia jak zaufać Marcusowi oraz Anastazji, która ukradkiem
wyprowadziła z pokoju Patricka.
Pokiwałam głową na znak kapitulacji, a Marcus ostrożnie
zabrał dłoń z moich ust i złapał mnie za rękę. Nie protestowałam, tylko od razu
pobiegłam za nim po marmurowych korytarzach najbardziej snobistycznej części
rezydencji. Po dosłownie paru minutach szybkiego biegu zamknęliśmy za sobą
drzwi lądując w sali do muzyki. Oprócz nierównego oddechu nie było po nas widać,
że właśnie nadbiegliśmy z innej części rezydencji. Marcus od zawsze miał dobrą
kondycję, natomiast ja byłam elfem, co pozwalało mi się szybko poruszać bez
skutków ubocznych, takich jak zmęczenie czy spocone ciało.
Wzięłam głęboki wdech i usiadłam na zabytkowej sofie w rogu
pokoju. Spojrzałam uważnie na zdenerwowanego Marcusa i bez zbędnych wstępów,
zapytałam:
– Czy możesz mi powiedzieć, co się tutaj dzieje do jasnej
cholery?!
Jednak chłopak nie miał szansy na udzielenie mi odpowiedzi,
bo po chwili drzwi się otworzyły i zobaczyłam tam postać, której nie
spodziewałam się tutaj zastać. Towarzyszył jej Jacob, który patrzył na mnie z
wyraźną ulgą. Teraz wszystko stało się jasne, moi drodzy przyjaciele chcieli
ochronić mnie oraz naszych gości przed gniewem mojej rodziny.
– Alairë – powiedziałam chłodno.
– Królewno Alice, właśnie wydawało mi się, że otworzył się
gdzieś tutaj portal i oto widzę, że wróciłaś wcześniej niż przewidywali to twoi
przyjaciele – odpowiedziała z powagą.
– Jak mnie znalazłaś i dlaczego nie ochraniasz mojej matki?
– Zaszła taka konieczność. Doszły nas słuchy o tym, że pewna
grupa istot w każdą pełnię odprawia rytuał w pobliżu twojego miejsca pobytu. Na
drugi dzień pozostaje w tym miejscu jedynie wyrwa w ziemi.
Odwróciłam się i spojrzałam na Marcusa, który pokiwał głową
na znak, że to o czym pomyślałam nie jest tylko przypadkiem. Obwinialiśmy
rodzinę Patricka o to, co zobaczyliśmy pewnego dnia w drodze po Annie i Jacoba.
Jednak tamtą dziurę w asfalcie musiał stworzyć ktoś inny skoro moja rodzina się
tym zainteresowała.
– Chcą utworzyć idealny okrąg otaczający te miejsce, wtedy
złamią czar, który otacza rezydencję i będą mogli się ciebie pozbyć –
kontynuowała Alairë.
– Bzdury, na pewno chodzi im o Anastazję.
– Nie zapominaj, kim jesteś. Wielu ludzi chciałoby pozbawić
cię życia.
– Jakbym mogła o tym zapomnieć, przypominacie mi o tym
wystarczająco często, niedługo zacznę dostawać kartki okolicznościowe z
tekstami typu: Wszystkiego najlepszego,
nie daj się zabić!
– To nie jest zabawa, Alice!
– Oczywiście ciociu, na jak długo przyjechałaś?
– Zostanę tutaj do czasu, gdy twoja matka nie wymierzy
sprawiedliwości ludziom czyhającym na twoje życie.
– Tak jakby miała na to jakiś wpływ.
– Alice, ostrzegam cię…
– Nie potrzebuję niańki, możesz to przekazać mojej matce.
– Sama jej to powiesz – powiedziała od niechcenia, a ja
uważnie się jej przyjrzałam. – Mam rozkaz ściągnąć cię do królestwa, jeśli nie
zgodzisz się na moją obecność przy tobie.
– To absurd.
– Nie, rozkaz królowej.
Właśnie tak wyglądały rozmowy z moją ciotką podczas pobytu w
rezydencji. Nie żebym jej nie lubiła, ale jej obecność była wielką przeszkodą.
Nie mogłam przez to rozwiązać sprawy Loretty. Jednak nie tylko mi to ciążyło.
Codziennie przy wspólnej kolacji rozmawiała tylko Anastazja i moja ciotka,
reszta towarzystwa ze spuszczonymi głowami wpatrywała się w swoje talerze. Może
się to wydawać przesadzone, ale naprawdę mieliśmy dosyć tej sytuacji. Cała
nasza trójka była wyszkolona w taki sposób, że bezczynność była dla nas torturą.
– Alice, bardzo mało jesz. Źle się czujesz? – zapytała
zatroskana ciotka.
– Nie, po prostu nie jestem głodna. Lepiej już pójdę –
wymamrotałam pod nosem i nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia, wyszłam z
jadalni.
Po jakiś pięciu minutach marszu poczułam jak coś puchatego
obwinęło mi się wokół nogi, uniemożliwiając dalszą wędrówkę. Spojrzałam na dół
i zobaczyłam kotkę Anastazji. Od razu wzięłam ją na ręce i pogłaskałam.
– Estrella, gdzie się podziewałaś? Wieki cię nie widziałam.
W odpowiedzi kotka zamruczała, co wywołało u mnie uśmiech.
– Rozumiem, każdy może mieć swoje sekrety.
Postawiłam kotkę na podłodze, a ona wydała z siebie parę
niskich dźwięków i popędziła przed siebie. Sama nie wiem dlaczego, ale
popędziłam za nią. Biegłyśmy tak dłuższą chwilę, gdy Estrella nagle
przystanęła, a ja nie zdążyłam się zatrzymać i wylądowałam na kamiennej
podłodze kilka kroków za nią.
– No to pięknie – mruknęłam sama do siebie i powoli
podniosłam się z podłogi.
Estrella jednak nadal stała przed jakimiś drzwiami i z
zadartą do góry główką intensywnie wpatrywała się w klamkę.
– Rozumiem, mam ci otworzyć drzwi, ale ostrzegam cię, jeżeli
jest to spiżarnia z zapasem jedzenia dla kotów, to przypilnuję, żeby za karę
parę dni dawali ci tylko suchą karmę.
Kotka odwróciła się w moją stronę i patrząc prosto w moje
oczy mruknęła urażona. Nie chcąc jednak przedłużać tej dziwnej konwersacji, otworzyłam
drzwi.
Dobrze, muszę to przyznać. Estrellą nie kierowały własne
pobudki, ponieważ nie było tam niczego, co byłoby związane z kotami.
Było o wiele gorzej.
Zobaczyłam przed sobą mały i pusty pokoik, w którym jedyną
wartościową rzeczą był przedmiot pochodzący z mojego królestwa.
– Alairë! – krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam.
Po całym domu rozniosło się echo moich krzyków, a po
niespełna minucie pojawili się przede mną Jacob i Marcus z prowizoryczną bronią
w rękach oraz ciotka, która zamykała portal, którym tutaj przybyli. Chłopcy nie
wiedzieli, co się dzieje, ale mina mojej ciotki świadczyła o tym, że jest
winna.
Nie dając nikomu dojść do słowa od razu przeszłam do sedna
sprawy, mówiąc:
– Dlaczego ukryłaś tutaj księgę przodków? Kłamiesz, że
przybyłaś tutaj dla mnie, a tymczasem narażasz mnie i moją podopieczną,
ukrywając na Ziemi ten cenny przedmiot.
– Musiałam ją tutaj przynieść.
– Dlaczego?
– Chciałam sprawdzić, czy księga będzie na ciebie jakoś
reagowała.
– Po co ci to wiedzieć?
– Jeżeli księga ciebie nie zaakceptuje, będzie to oznaczało,
że nasz ród nie może już rządzić.
– Dlaczego?
– Księga przestała przemawiać do twojej matki.
Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie księgę ukrytą w domu
Patricka. Odczytałam ją, ale potrzebowałam do tego jego pomocy. Spojrzałam
jeszcze raz na starą księgę w pokoju, który pokazała mi Estrella i pełna
zdeterminowania podeszłam do stołu, na którym leżała pięknie zdobiona księga z
wyrytą nazwą mojego rodu na okładce.
Zagryzłam nerwowo wargi i w myślach poprosiłam Patricka o
pomoc, chociaż wiedziałam, że nie mógł tego usłyszeć. Nie wiedział jak bardzo
teraz potrzebowałam jego obecności.
Wyciągnęłam przed siebie rękę i poczułam lekki powiew
wiatru, jednak nie przestraszyłam się i dotknęłam miękkiej oprawy księgi.
I właśnie wtedy to się wydarzyło…
Nagły podmuch odepchnął mnie do tyłu i sprawił, że
wylądowałam na ścianie. Uderzenie było tak silne i niespodziewane, że w ułamku
sekundy straciłam przytomność i upadłam bezwładnie na podłogę.
A
O wow, czyli księga nie przemawia do Alice, po tym jak odczytała księga u Patricka? :)
OdpowiedzUsuńWybacz, że nie będę pisała komentarza do każdego rozdziału, dodam jeden dłuższy pod koniec, bo mam trochę rozdziałów do nadrobienia.
amandiolabadeo.blosgpot.com