środa,
26

Chapter 18

– Co za jędza – warknęłam i podniosłam się z podłogi.
Moje ciało jednak nadal leżało, a moi bliscy stali nieruchomo w drzwiach. Podniosłam do góry ręce i przyjrzałam się im dokładnie. Ile razy bym nie mrugała, one i tak były przezroczyste.
– To niemożliwe, co się ze mną dzieje?! – mówiłam do siebie spanikowana.
Postąpiłam parę kroków do przodu i zauważyłam przed sobą piękną, kobiecą postać w białej sukni. Włosy miała ciemne, ale jej oczy były nienaturalnie jasne. Od razu zrozumiałam, kim ona jest.
– Królewna Irisse – szepnęłam, a ona uśmiechnęła się przebiegle i zeskoczyła z biurka.
– Och, moja droga kuzynko, nie musimy używać tych wszystkich tytułów.
Nachyliła się do mojego ucha i szepnęła konspiracyjnie:
– Nic dziwnego, że go pokochałaś.
Odwróciłam się, żeby spojrzeć na zastygnięte w drzwiach postacie. Wśród nich był Jacob, który zastygł w ruchu. Jedną nogę miał wyciągniętą do przodu, tak jakby właśnie zrywał się do biegu. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że ostatnio rzadko na niego patrzyłam. To znaczy, oczywiście widywałam go codziennie, ale nie mogłam sobie pozwolić na dokładne studiowanie każdej zmarszczki na jego czole, czy napięcia mięśni pod koszulką. To było niewłaściwe.
– Tak mi ciebie szkoda – zmarszczyła czoło i oparła się niedbale o ścianę. – Nie jest ci pisane bycie z nim – dodała z chłodnym błyskiem w oczach.
Potrząsnęłam głową i ukryłam twarz w rękach. Musiałam zacząć logicznie myśleć, bo w innym wypadku utknę tutaj na bardzo długo.
– Dlaczego mnie tutaj ściągnęłaś?
Dziewczyna przestała się uśmiechać i stanęła przodem do okna. Myślałam, że to oznacza koniec rozmowy, jednak ona po kilkuminutowej ciszy, zaczęła mówić.
– Nigdy nie wierzyłam w to, co opowiadali królewscy doradcy. Nie mogłam być zła, skoro tak się nie czułam. Nawet nie robiłam złych rzeczy, po prostu byłam inna niż mój brat i ojciec.
– Czytałam księgę, posiadałaś mroczną moc.
Dziewczyna odwróciła się szybko i ze złością w oczach, spojrzała twardo na mnie.
– Każda moc jest mroczna, jesteśmy wynaturzeniem, ale ty – pchnęła mnie palcem do tyłu. – Możesz ich zniszczyć. Istnieją istoty, które posiadają większą moc niż powinny, stanowią one zagrożenie dla wszystkich istot, jednak ty znasz bardzo dobrze białego kruka, rycerza i zaginionego księcia. Oni mogą dać ci moc, moja królewno. Brakuje ci tylko bliźniaczej siostry białego rycerza, jeżeli ją odnajdziesz, będziesz mogła wszystko zmienić.
– Po co miałabym wykorzystać moich przyjaciół? Nie wierzę w twoją wizję zła, a już na pewno nie wykorzystam do tego moich podopiecznych, Marcusa ani nawet sierotki Patricka.
Irisse zaczęła krążyć niespokojnie po pomieszczeniu, zachowując się jak osoba niespełna rozumu. Nie rozumiałam nic z tego, co mówiła pod nosem, jednak na nieszczęście po chwili postanowiła podzielić się ze mną swoimi przemyśleniami.
– To jego wina – krzyknęła wskazując palcem na nieruchomego Jacoba.
Popatrzyłam na chłopaka, jego brązowe włosy i wymiętą koszulkę, spod której był widoczny zarys klatki piersiowej. Tak, miałam do niego słabość, ale nie pozwolę tej wariatce obwiniać go o wszystkie nieszczęścia.
– Mylisz się – odpowiedziałam nad wyraz spokojnie, czym zwróciłam jej uwagę.
Podeszła do mnie wolnym krokiem i ani razu nie mrugając, wpatrywała się we mnie, przewiercając moją duszę na wylot.
– Nie uda ci się to, jest ci przeznaczony tylko jeden mężczyzna i nie jest nim ten uroczy chłopak. Na twoich barkach spoczywa los królestwa, nie możesz być samolubna, Alice.
– Nie mam ochoty użerać się z duchem.
Zjawa uśmiechnęła się łagodnie i przytaknęła głową.
– Dobrze, będziemy miały jeszcze wiele okazji na rozmowy, teraz jednak powiem ci coś, co musisz zapamiętać. Poszukując bliźniaczą siostrę białego rycerza, udaj się po pomoc do białego kruka. Możecie odbić ją tylko współpracując ze sobą. Uważaj jednak, bo Elise jest równie niebezpieczna, co istota zamieszkująca ciało Elizabeth.
– Chwila, o co chodzi z Elizabeth?
– Zapytaj o to białego kruka.
Przewróciłam oczami zirytowana, oczywiście, że ten wredny duch nie powie mi wszystkiego, za bardzo lubi gierki.
– Dobrze, w takim razie, jakim cudem Elise nadal żyje?
Irisse zamyśliła się na chwilę jakby rozważając, co może mi powiedzieć, a po chwili z poważną miną złapała mnie za ręce i opowiedziała mi pewną legendę.
– Biały kruk urodził kiedyś dzieci niezłomnego rycerza, a były to dwie dziewczynki. Bliźniaczki, ale różniły się od siebie jak dzień i noc. Jedna miała ciemne włosy i oczy, a druga była blond aniołkiem o niebieskich oczach, a przynajmniej z wyglądu. Od początku było wiadomo, że będą problemy z tymi dziećmi, jednak ich rodzice nie dopuszczali do siebie tych myśli. Łudzili się, że moce dziewczynek nie wpłyną na nie, bo przecież w innych wcieleniach też zdarzało im się mieć dzieci. Niestety nie docenili potęgi bliźniąt. Dziewczęta stały się niemalże nieśmiertelne. Każda przedłuża życie w inny sposób, jedna przejmuje ciała czarodziejów, a znasz ją pod imieniem Elizabeth.
– A co z Elise?
– Nie wiemy jak miała naprawdę na imię, w jaki sposób utrzymuje się przy życiu nie zmieniając ciała, to wszystko zachowała w sekrecie.
– Znałaś je?
– Nie, za moich czasów myśleliśmy, że biały kruk odszedł.
– Irisse, naprawdę nie rozumiem jak mogę przeciwstawić się tym wiedźmom.
Dziewczyna podeszła do mnie i z dumą wymalowaną na twarzy, uniosła do góry mój podbródek.
– Znajdziesz rozwiązanie, wierzę, że nie pomyliłam się, oddając ci pod opiekę największe skarby.
– Jakie znowu skarby?! – zapytałam, ale Irisse już zniknęła, a ja leżałam obolała na podłodze.
Jacob od razu podbiegł do mnie i wziął mnie na ręce, przeklinając pod nosem pomysły mojej ciotki, która zszokowana stała w progu i wpatrywała się we mnie w niemym osłupieniu. Nie chciałam wiedzieć, co sobie o tym myśli.
– Jacob – wychrypiałam.
– Tak?
– Zabierz mnie stąd.
Jak na wzorowego rycerza przystało, wypełnił swoje polecenie wzorowo, zabierając mnie do swojego pokoju, gdzie położył mnie na łóżku. To nie był za dobry pomysł, bo dookoła otaczał mnie jego zapach, co wywoływało w moim żołądku niekontrolowane skurcze.
– Co tam się stało? – zapytał zmartwiony.
– Cii. Nie rozmawiajmy, proszę.
Samą siebie zaskoczyłam tym, co zrobiłam. Pociągnęłam Jacoba za koszulę i przyciągnęłam do siebie. Nie opierał mi się, chociaż w głowie pewnie miał taki sam mętlik jak ja. Prawą ręką chwyciłam włosy z tyłu jego głowy i nie przejmując się konsekwencjami, zaczęłam go całować. Czułam się niesamowicie dobrze, gdy błądziłam dłonią po jego idealnie wyrzeźbionym ciele. Jednak wciąż było mi mało i szybko pozbyłam się jego koszulki, po czym zepchnęłam go na drugą stronę łóżka i pochyliłam się nad nim. Jego ciało przemawiało do mnie, błagało, żebym dotknęła je swoim. Nie mogłam się powstrzymać i chwyciłam róg swojej sukienki, jednak Jacob nie pozwolił mi jej zdjąć. Spojrzał mi głęboko w oczy i delikatnie musnął moje usta.
– Pozwól, że ja się tym zajmę – szepnął mi czule do ucha.
Zaczął całować moją szyję, milimetr po milimetrze, nie omijając nawet kawałka mojej rozgrzanej skóry. Wyraźnie słyszałam jak szybko bije moje serce i dziwiłam się, jakim cudem jeszcze nikt nie wparował tutaj, żeby nam przeszkodzić. Ta myśl jednak znikła tak szybko jak się pojawiła, bo chwilę później Jacob już ściągał moją sukienkę, wywołując u mnie dreszcz podniecenia.
Nie mogąc dłużej czekać znowu pchnęłam go na łóżko i przylgnęłam do niego. Jego ciało było tak przyjemnie ciepłe i czułam się przez to tak wspaniale, a przecież nawet jeszcze się całkiem nie rozebraliśmy. Na tę myśl uśmiechnęłam się do siebie i znowu zaczęłam go całować, tym razem jednak namiętniej i bardziej zachłanniej. Robiłam to, o czym marzyłam od lat. W końcu pozwolił mi się do siebie zbliżyć.
– Alice.
Myślałam, że wyobraziłam sobie te słowa, ten głos, bo po co miałby coś mówić w takim momencie, gdy w końcu zapomnieliśmy o całym świecie.
– Alice – wyciągnął ręce do przodu i odgrodził mnie od siebie. – Przepraszam.
Przepraszał? Ale za co, przecież chciałam tego i on chyba też tego chciał.
Zamrugałam i przyjrzałam mu się uważnie. W oczach miał pustkę, a jego usta były wygięte w ponurym grymasie. Nie mógł mnie tak po prostu odrzucić, nie mnie.
Szybko wstałam i ze łzami w oczach naciągnęłam na siebie sukienkę. Nie patrzyłam na Jacoba, bo nie chciałam, żeby zobaczył jak mnie zranił. Wyprostowałam się i z uniesioną do góry głową wyszłam z jego pokoju, jak prawdziwa królewna.
Życie w bajcie najwidoczniej nie jest takie wspaniałe jak mogłoby się wydawać. Czasami książę okazuje się po prostu mężczyzną, który jako jedyny potrafi złamać serce ze stali. I choćbym przepłakała każdą noc skulona pod drzwiami, to i tak nie zmienię tego, co rozrywa mi serce. Tylko on może to naprawić.
Miłość jest uzależnieniem, którego nie tak łatwo można się pozbyć. Szczególnie, gdy mieszka się pod jednym dachem ze swoim narkotykiem.

A


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.