Istnieją czarownice, które trzeba chronić, a nikt nie zrobi tego lepiej niż elfia królewna
sobota,
5
Chapter 19
Alairë z samego rana opuściła rezydencję razem z księgą, a przynajmniej tak powiedziała mi Anastazja, która przyniosła do mojego pokoju śniadanie i od tamtej pory niego nie wyszła. Co jakiś czas mówiła do mnie, chcąc zachęcić mnie do rozmowy, jednak nie miałam na to najmniejszej ochoty. Nadal byłam rozbita po odrzuceniu przez Jacoba, jednak mój zmysł strażniczki boleśnie przypominał mi o obowiązkach, nie pozwalając na przedłużanie moich stanów depresyjnych.
Przykryłam twarz poduszką i chyba po raz pierwszy Anastazja, nie zabrała mi jej, bojąc się, że chcę się udusić. Doceniałam ten postęp, ale i tak miałam dosyć. Chciałam użalać się nad sobą, cały dzień oglądać romansidła i płakać do poduszki, jednak nie mogłam tego zrobić, bo dopadły mnie wyrzuty sumienia.
Loretta.
Musiałam ją uratować. Przeprowadzimy akcję, która pozwoli nam ją uwolnić, a dopiero później pogrążę się w smutku. To jest jedyne możliwe wyjście, jedyne które powinnam wybrać.
– Annie – odezwałam się po ponad godzinnej ciszy.
Dziewczyna podniosła głowę zza wielkich fałd kołdry i spojrzała na mnie uważnie swoimi wielkimi oczami.
– Ty mówisz!
– Tak, to jest naprawdę siódmy cud świata. A teraz do rzeczy, zbierz wszystkich do salonu i załatw mi lody, różne polewy i wszystkie słodycze, jakie znajdziesz, w innym wypadku nie przyjdę.
– Po co chcesz ich wszystkich zwołać?
– Powiem wam jak wszyscy przybędą, to jest bardzo ważne, więc niech się nawet nie próbują wymigać. Nawet Jacob, jeżeli będzie trzeba, to nich go Marcus przyciąganie za ucho do salonu. Mają być wszyscy i koniec kropka, rozumiesz?
– Tak.
– Dobrze, to niedługo zejdę, a ty załatw wszystko.
Około piętnastu minut później siedziałam już na czerwonym, puchatym dywanie i wpatrywałam się w wielkie półokrągłe okno, zajmujące całą powierzchnię jednej ze ścian. Nie bez powodu wybrałam akurat ten salon, a uwierzcie mi, że w tej rezydencji było ich z dwadzieścia. Niemniej jednak postanowiłam, że rozmowa jaka ma się odbyć, powinna być przeprowadzona w przyjaznym otoczeniu i właśnie dlatego jedząc lody, czekam aż wszyscy przybędą. Annie przyprowadziła już wcześniej Patricka i Artura oraz wielki zapas słodyczy, ale Marcusa i Jacoba nadal nie było, co sprawiało, że stawałam się jeszcze bardziej nerwowa. Chciałam już mieć pierwsze spotkanie z Jacobem z głowy, żeby ostatni incydent poszedł w niepamięć.
Odwróciłam się błyskawicznie, gdy drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem. Stał w nich wzburzony Marcus, ciągnący za sobą podpieczonego Jacoba. Tak, nie pomyliłam się, podpieczonego. Mocą Marcusa oprócz nadludzkich zdolności bitewnych, jest również umiejętność panowania nad elektrycznością, piorunami, jak kto woli. Naprawdę rzadko używał swojej mocy w naszym towarzystwie, a już w ogóle nie używał jej na nas i właśnie dlatego ten widok był niecodzienny.
– Co się stało? – zadałam pytanie, które zapewne wszystkim błąkało się teraz po głowach.
– Mała różnica poglądów – mruknął Marcus i usiadł na dywanie obok mnie.
Przyjrzałam się uważnie chłopakom. Jacob unikał kontaktu wzrokowego ze wszystkimi obecnymi w pomieszczeniu, a dla kontrastu, Marcus uparcie wbijał wzrok w wyjątkowo cichego przyjaciela. To wszystko nie wyglądało za dobrze i jak zwykle zrobili ze mnie swoją niańkę.
Szczerze mówiąc nie obchodzi mnie, że nie chcą znać mojego zdania i tak im je przedstawię. Muszą się pogodzić, potrzebuję ich.
– Alice, może zdradzisz nam, po co tutaj nas ściągnęłaś? – zapytała piskliwie Anastazja.
– Nie – odpowiedziałam spokojnie.
– Jak to nie? – powiedzieli wszyscy jednym głosem i spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
Wyciągnęłam przed siebie rękę i przyjrzałam się uważnie moim paznokciom, zdecydowanie powinnam coś z nimi zrobić, wizyta ciotki najwyraźniej nie wpłynęła na mnie pozytywnie.
Ktoś stanął nade mną i chrząknął znacząco, zyskując tym samym moją uwagę, która i tak była dosyć ulotna. Uniosłam głowę do góry i spojrzałam Arturowi prosto w oczy. Minę miał poważną, ale przecież to nie było nic nowego. Zastanawiało mnie coś innego. Wiedziałam, że pomimo braku znaczących mocy miał niespotykaną zdolność, potrafił wyczuć różne rzeczy, jego dar jest zaskakująco podobny do zdolności Anastazji i nie mam tutaj na myśli mocy kruka. Każdy członek rodu Draco ma oprócz ognia dodatkową moc, a Annie ma potężny umysł, potrafi zobaczyć to, czego inni nie widzą. Artur jest inny, pewnie dlatego, że jest hybrydą w najczystszej postaci, jest elfem, ale też czarownicą i możliwe, że w przeciwieństwie do brata, bardziej wdał się w ten drugi ród. To wyjaśniałoby, dlaczego u tego chłopaka zwykła empatia zmutowała do tego stopnia, że teraz potrafi wyczuć, co dzieje się w umysłach innych, nawet, jeżeli jest to dawno zaginiona dziewczyna, której nigdy w życiu nie widział.
Tak, mam na myśli Lorettę.
– Nie powiem ani słowa dopóki się nie pogodzą, przed nami jest bitwa a ja, jako dowódca nie pozwolę, żeby moi ludzie się pozabijali bez pomocy z zewnątrz.
– O czym ty mówisz? – zapytała przerażona Anastazja.
Nie odpowiedziałam jej, tylko spojrzałam wymownie na chłopaków, którzy podnieśli się ze swoich miejsc i niechętnie podali sobie dłonie. Na tą chwilę nie miałam co liczyć na bardziej serdeczne wyrazy przyjaźni, więc im odpuściłam.
– Dobrze, uznajmy, że już się kochacie. Mam nadzieję, że zapomnicie o kłótniach i skupicie się na naszej misji. Patrick, czy mógłbyś do mnie podejść?
Chłopak podbiegł do mnie nieomal na skrzydłach i razem ze mną popatrzył na zebranych tutaj przyjaciół. Jako jedyny, wiedział co się święci.
– Annie, powiedz mi proszę wszystko, co wiesz o Elise.
Twarz mojej przyjaciółki wygięła się w grymasie, ale przytaknęła skinieniem głowy.
– Dobrze, co chcesz wiedzieć?
Marcus spojrzał na nas zdziwiony, nie wiedział, co się dzieje i dlaczego wypytuję jego idealną Anastazję o kobietę odpowiedzialną za zniknięcie jego siostry.
– Może powiem ci, co o niej wiem, a ty to uzupełnisz i przypomnisz nam jak twoja mama i jej siostra odwiedzały jej zamek.
Jacob poderwał się z miejsca i bez namysłu, powiedział:
– Moja matka nie ma z tą kobietą nic wspólnego!
– Niestety, ale ma i to wiele – wyszeptała cicho Annie.
– To już wiem, istota zamieszkująca ciało Elizabeth i ta znana pod imieniem Elise są córkami białego kruka i jej rycerza, jednak według moich źródeł miały one inne imiona, gdy się urodziły. Dobrze byłoby je poznać, ale nie można mieć wszystkiego…
– Znam imię demona zamieszkującego ciało Elizabeth – powiedziała szybko Annie. – Mama mówiła, że jej ciało przejęła Morgana.
Marcus, który od dłuższej chwili stał nieruchomo, nagle podniósł głowę do góry i z zamglonymi oczami, powiedział:
– To nie ta siostra, twoja matka się myliła.
– Co?
Anastazja odwróciła się i wbiła w niego swój nieugięty wzrok.
– Twoją matkę okłamano, podobnie zresztą jak jej siostrę – zaśmiał się pod nosem. – Naprawdę nigdy nie przypuszczałem, że będę bronić Elizabeth, ale teraz to wszystko nabrało sensu. Elizabeth przysłała ci list, w którym wyjaśniła ci, kim jesteś i przed kim musisz uciekać. To miało miejsce zanim jeszcze odkryłaś swoją magię. To było bezsensowne zważając na to, że sama odebrała ci moc jednak, jeżeli miała siostrę bliźniaczkę, to można przypuszczać, że pragnęły się do ciebie zbliżyć równie mocno i dlatego Elizabeth na swój pokręcony sposób chciała cię ochronić przed Morganą.
– Czy tylko mnie zastanawia, jakim sposobem te wiedźmy żyją tak długo? – przerwał mu Patrick.
– Magia – odpowiedzieliśmy z Marcusem jednocześnie, wywołując w pokoju salwę śmiechu.
– Wracając do tej całej tajemnicy, wydaje mi się, że Morganą tak naprawdę jest Elise, a istota zamieszkująca ciało Elizabeth, chociaż nie jest bez winy, to nie jest aż taka zła – powiedział wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia.
Nie dziwiłam się Marcusowi z niesmaku, jaki czuł broniąc Elizabeth, żadne z nas za nią nie przepadało. Była koszmarna, gdy mieszkaliśmy u niej w dzieciństwie.
– Napuściła na mnie Tomka! – krzyknęła Anastazja, a Marcus pokręcił niezadowolony głową.
– On tak powiedział, gdyby naprawdę chciała cię skrzywdzić, to żadna osłona nie powstrzymałaby jej, żeby zakłócić nasz spokój tutaj – powiedział wskazując wymownie na miejsce, w którym się znajdowaliśmy.
Annie stanęła na środku pokoju, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła z całych sił krzyczeć. Normalnie tak się nie zachowywała, więc wszyscy zmieszani wymieniliśmy między sobą spojrzenia.
– Annie, skarbie – zaczęłam delikatnie. – Musimy jak najszybciej wyciągnąć Lorettę z łap Elise.
– Nie.
– Co – zapytałam osłupiała.
– Nie chcę brać udziału w tym cyrku – wyszeptała i trzaskając drzwiami, opuściła salon.
Odwróciłam się do chłopaków i spojrzałam na nich bezradnie. Nie spodziewałam się, że zawiedzie nas akurat ona.
A
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz