czwartek,
10

Chapter 20

W pustym korytarzu rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Stałam tam i czekałam aż Anastazja mi otworzy, oczywiście mogłam się tam po prostu przenieść, ale wolałam nie nadużywać swoich mocy. Wiem, jak to brzmi wypowiedziane z moich ust, ale naprawdę nie widziałam w tym sensu. Musiałam to załatwić łagodnie, a nie było to możliwe, jeśli ona nie chciała ze mną rozmawiać.
– Annie, mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że następny w kolejce do rozmowy z tobą jest twój kochany chłopak, którego siostry nie chcesz uratować.
Wiem, to było wredne, ale musiałam zagrać na jej uczuciach. Na szczęście moja mała improwizacja odniosła skutki i po chwili usłyszałam jak klucz w drzwiach się przekręca. Odczekałam chwilę i chwyciłam za klamkę, jednak nie udało mi się otworzyć drzwi.
– Anastazjo, to nie było zabawne – powiedziałam zirytowana.
– Pociągnij drzwi – usłyszałam rozbawiony głos przyjaciółki.
No dobrze, chyba jednak za rzadko używam drzwi, skoro napotykam na takie, a nie inne trudności. Podejmuję się kolejnej próby i tym razem odnosi ona zamierzony efekt. Stoję na środku pokoju przyjaciółki, która leży skulona w łóżku i pomimo udawanego uśmiechu nie wygląda na radosną. Oczy ma czerwone, a policzki ubrudzone od rozmazanego przez płacz makijażu.
Nie rozumiejąc, co się dzieje siadam na łóżku obok niej i delikatnie odgarniam jej włosy za ucho. Wygląda bardzo krucho i żałośnie. Pewnie współczułabym jej, gdyby przed chwilą nie pogrzebała naszych szans na odzyskanie Loretty.
– Co się z tobą dzieje?! – zapytałam rozdrażniona.
– Nie chcę wystąpić przeciwko Elise.
– Ona uwięziła siostrę twojego przeznaczonego! Zdajesz sobie sprawę z tego, co to oznacza? Chciała was osłabić. Loretta była jego siłą, nawet nie wyobrażasz sobie, co musiał czuć, gdy stracił połowę siebie.
– To akurat sobie wyobrażam – powiedziała cicho, a ja dałam sobie mentalnego kopniaka za to, że nie pomyślałam o tym co mówię, przecież biały kruk bez białego rycerza był niekompletny.
– Przepraszam – powiedziałam.
Anastazja machnęła lekceważąco ręką i przewróciła się na plecy, uważnie przyglądając się sufitowi. Traciłam cierpliwość. Nigdy nie potrafiłam obchodzić się ze smutnymi i nie do końca zdrowymi psychicznie ludźmi. To był prawdziwy koszmar.
– Pamiętam okres, gdy się urodziły. Wszyscy mówili mi, że to diabły wcielone, ale ja nie słuchałam, kochałam te dziewczynki. Nie chcę zniszczyć żadnej z nich.
– Ach tak? To ciekawe co o tym powie ich tatuś – warknęłam.
– Marcus nie pamięta wszystkich naszych żyć, podobnie jak ja. Tego wszystkiego było za dużo, żebyśmy mogli to wszystko przypomnieć sobie w tak ograniczonym czasie.
– Czego oczekujesz ode mnie?
– Nie krzywdź ich.
– Nie mogę ci tego obiecać, moim jedynym obowiązkiem jest ochrona ciebie, Loretty i mojego królestwa, a Elise zagraża wam wszystkim.
– To nie jest prawda.
– Jest – powiedziałam zdenerwowana i wyszłam z jej pokoju, trzaskając drzwiami z całych sił.
– Marcus, przyjdź tutaj natychmiast. Poległam! – krzyknęłam i wymknęłam się na zewnątrz.
W ogrodzie usiadłam na drewnianej huśtawce. Możliwe, że moja irytacja jest skutkiem przerwania mojej pamiętnikowej terapii, jednak wydaje mi się, że nawet wciąż pisząc tamte bzdury, Anastazja wyprowadziłaby mnie z równowagi. Czy ja o tak wiele proszę? Chcę tylko uratować Lorettę, a Anastazja jest mi do tego potrzebna.
– Jaki jest twój plan?
Odwróciłam się i zobaczyłam opartego o filar altany Artura. Stał tam ubrany w strój sportowy, dzięki któremu mogłam śmiało stwierdzić, że miał naprawdę imponująco wyrzeźbioną sylwetkę. Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i zdmuchnął ze swojej twarzy niesforne blond kosmyki.
– Bez Anastazji to nie ma sensu.
– Mimo wszystko powiedz, co chciałaś zrobić, może coś wymyślę.
– Wszystko opierało się na zamianie ciał.
– Mogłabyś to zrobić tylko z elfem, ale nie z pierwszym lepszym, musiałby być ci bardzo bliski.
Skrzywiłam się na myśl o tym, ale i tak mu odpowiedziałam:
– Uda mi się rzucić te zaklęcie, potrzebuję jednak do tego twojego brata.
– Ponieważ jest ci przeznaczony – powiedziała irytująco słodkim głosem Irisse, która pojawiła się znikąd.
Stała za Arturem i robiła te swoje miny mówiące o tym, że wszystko wie najlepiej. Stek kłamstw. Gówno wie. Zignorowałam zjawę i spojrzałam na zdumionego Artura.
– Wiesz, że mając na myśli bliskie stosunki, mówiłem o małżeństwie?
– Nie muszę być jego żoną.
Po jego twarzy przemknęły różne emocje, gdy powiedział:
– Po tym zaklęciu nią zostaniesz.
– Chyba zapominasz, że jestem następczynią tronu, będę potrafiła kontrolować te zaklęcie, żeby nie weszło w nasze serca.
– Musisz mu o tym powiedzieć.
– Nie może o tym wiedzieć! Jego choćby najmniejsza wątpliwość może zaprzepaścić moje działania.
Artur westchnął i dosiadł się do mnie, opierając głowę na rękach.
– Po co ci to zaklęcie?
– Wejdzie z Anastazją do Elise, tak jak nauczono jej matkę, a w tym samym czasie nasza czwórka wejdzie wejściem, o którym wiem tylko ja.
– Rozumiem, że wtedy w magiczny sposób znajdziemy od tak Lorettę?
– Coś w tym stylu.
– Mam lepszy pomysł – odpowiedział i nic więcej nie mówiąc zniknął za drzwiami rezydencji.

A

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.