poniedziałek,
21

Chapter 21 cz.1

Wsiadam do samochodu i uderzam głową o kierownicę. To wszystko miało wyglądać inaczej. Nie wiem, dlaczego Anastazja nie potrafi zrozumieć powagi sytuacji. Loretta nie jest zwykłą czarownicą, jest siostrą Marcusa i moją podopieczną, a my wbrew pozorom nie zostawiamy swoich bliskich.
Do samochodu przyszłam bez konkretnego powodu, nie chciałam nigdzie jechać, po prostu pragnęłam zostać sama ze sobą, a czasami tutaj bywa to naprawdę trudne. Myśl, że teraz wszystko zależy od Marcusa, a nie ode mnie też mi nie pomagała, musiałam czekać aż skończy rozmawiać z Anastazją, dopiero wtedy dowiemy się jak to wszystko dalej się potoczy.
– A więc to prawda, używasz czasami swojego smoczusia.
Odwróciłam się szybko w stronę Patricka i spojrzałam na niego złowrogo.
– Skąd znasz jego imię?
Chłopak wzruszył ramionami i uśmiechnął się powalająco.
– Takie hobby, gdy nie ma cię w rezydencji, siadamy wszyscy w kole wzajemnego wsparcia i opowiadamy głupie historie o tobie.
Ten chłopak ma zadatki na samobójcę. Nie denerwuje się w mnie, gdy jestem w takim stanie.
– Nie żyjesz ciamajdo – powiedziałam bez przekonania i spojrzałam w lusterko.
Moje oczy wyglądały jakby wyssano z nich życie, były smutne a tęczówki zmieniły swoją barwę. Zmieszały się dwa kolory, zielony z niebieskim i tworzyły dość specyficzny widok, który mi się nie podobał. Moje rude włosy też nie były w najlepszym stanie, właściwie, to mogłabym je uczesać, bo trochę się rozczochrałam.
– Jesteś piękna – powiedział z przekonaniem Patrick.
Stał obok mnie i jak zwykle wyglądał wspaniale. Blond włosy miał idealnie ułożone, ale to nie ma znaczenia, bo u niego nawet rozburzone wyglądałyby ładnie. Oczy miał błękitne, pamiętam jak pierwszy raz go zobaczyłam, zauroczył mnie tymi oczami, aż dziwne, że nie zorientowałam się, ze jest za piękny jak na człowieka.
– W ludzkim świecie tak, ale w krainie elfów… – zaśmiałam się nerwowo i potrząsnęłam głową zaprzeczając jego słowom. – Tam poza statusem królewny nie jestem nikim wyjątkowym.
Patrick oparł się o mój kabriolet i przybliżył do mnie swoją twarz. Mogłam lepiej przyjrzeć się jego idealnym rysom, jednak nie napawało mnie to szczęściem.
– Dla mnie jesteś wyjątkowa i nikt tego nie zmieni – wyszeptał.
Między nami zapadła niezręczna cisza, przerwało ją jednak chrząknięcie Patricka, który najwyraźniej zrozumiał, że powiedział trochę za dużo.
– Powinniśmy już iść, wszyscy na ciebie czekają. Musisz uciszyć mojego kochanego braciszka, bo robi listę najpotrzebniejszych rzeczy i chyba wszyscy mając już tego dosyć. Nawet Marcus nie chce już słuchać o broni, a to już chyba coś znaczy.
– Chwila, czy to oznacza…
– Tak – uśmiechnął się smutno. – Anastazja się zgodziła.
Te trzy słowa wystarczyły mi, żebym z prędkością światła wyskoczyła z samochodu i pobiegła wprost do przyjaciół, w takiej chwili nawet nie potrzebowałam portalu, moje nogi były szybsze. Otworzyłam drzwi do salonu i z rozpędu prawie wpadłam na Anastazję, która z miną zbitego pasa stała i przyglądała się kłótni.
– Chyba kpisz, jeżeli myślisz, że naprawdę pozwolę jej to zrobić! – krzyknął Jacob na Artura.
Oboje stali pod oknem i sprawiali wrażenie diabelsko wściekłych, jednak na Marcusie najwyraźniej nie robiło to wrażenia, bo zirytowany siedział na fotelu i nie próbował zakończyć tej kłótni.
– Nie rozumiesz, że nikogo nie obchodzi, co ty o tym myślisz? Alice, ma swój mózg i wie, jakie grożą konsekwencje jej czynów – odparł wściekły Artur.
– Gówno wie.
– A może tak Alice, wypowie się za siebie? Wybaczcie, ale nie potrzebuję adwokata – powiedziałam ozięble i skinęłam głową na zdziwionego moją obecnością Jacoba. – Pozwól na chwilę, musimy ze sobą poważnie porozmawiać.
W salonie zrobiło się cicho, wszyscy poważnie wpatrywali się w Jacoba, który podążał w moją stronę. Zachowywali się tak jakbym miała go żywcem zakopać w ogródku, chociaż właściwie to nie byłby chyba aż taki zły pomysł… Nie, Alice nie wolno zakopywać przyjaciół w ogródku, nawet jeżeli masz ochotę wydrapać im oczy.
Zaprowadziłam tak zwanego przyjaciela do sąsiedniego pomieszczenia, które – o zgrozo – okazało się sypialnią. Rozejrzałam się sceptycznie po pokoju, w którym stała duża biała szafa i wielkie łóżko z baldachimem, ściany były blado-różowe, a okna zostały otwarte przez kogoś ze służby.
– Mów, co ci leży na sercu – powiedziałam spokojnie z rękami zaplecionymi na piersi.
– Wykonując zaklęcie zamiany zostaniesz żoną tego cymbała!
Westchnęłam i przewróciłam oczami, mogłam się domyślić, że będzie się tak zachowywał.
– Po pierwsze ten cymbał nazywa się Patrick, po drugie nie zostanę jego żoną, a po trzecie skąd wiesz jak działa to zaklęcie?
– Dużo czytałem – powiedział wymijająco, a ja zaciekawiona podeszłam bliżej i patrząc w jego oczy, szepnęłam prowokacyjnie:
– Ciekawe co to była za książka, bo z tego co wiem wiedza mojego gatunku jest utajniona przed czarownicami.
– Nie muszę się tobie spowiadać, w przeciwieństwie do elfów z twojego królestwa oraz wyrzutków z sąsiedniego pokoju, ja nie podlegam władzy twojej rodziny.
– Masz rację – poprawiłam sukienkę i odwróciłam się do niego plecami. – Jednak nie możesz zapominać kim jestem, w przyszłości zostanę królową i nie muszę nikogo pytać o zdanie, bo jeżeli wierzę w to, że coś mi się uda, to tak będzie – powiedziałam surowo i z hukiem otworzyłam drzwi, nim jednak dotarłam do wejścia prowadzącego do salonu, poczułam jak zaciska się na moim ramieniu obca dłoń.
Jacob przyciągnął mnie do siebie i chowając głowę w zagłębiu mojej szyi, wyszeptał:
– Przyrzeknij mi tylko, że wyjdziesz z tego cało.
– Jacob…
– Obiecaj mi to, a zgodzę się na wszystko. Zależy mi na Lori, ale jeszcze bardziej troszczę się o ciebie. Wiem, że u Elise mogą stać się różne rzeczy, jednak nie zniósłbym twojej utraty.
Odwróciłam się w jego stronę. Przede mną nie stał już wściekły chłopak, ale smutny mężczyzna. Wyciągnęłam rękę, aby odgarnąć mu włosy z twarzy, jednak wciąż słysząc w głowie jego słowa zmieniłam zdanie i chwyciłam go za kark. Przyciągnęłam go do siebie i mocno pocałowałam, po czym tak samo cicho jak on, odpowiedziałam na jego prośbę:
– Obiecuję, że cię nie zostawię.
Pogodzeni wróciliśmy do salonu, gdzie zastaliśmy przyjaciół w ponurych nastrojach. Nie chcąc tego przedłużać szybko nabazgrałam zaklęcie na kartce i podałam je Patrickowi. Stanęłam na środku pomieszczenia i uśmiechając się smutno zaczęłam tłumaczyć szczegóły mojego planu.
– Mam inną wizję tej akcji – powiedział Artur. – Powinniśmy się rozdzielić, sprawdzając różne zakątki pałacu, a potem byśmy się spotkali i zaatakowali.
– Nie ma mowy, nikt nie będzie tam chodził w pojedynkę, każda grupa musi mieć przy sobie elfa, w innym wypadku istnieje ryzyko, że ktoś rzuci na was urok. To nie jest dobry pomysł.
– Jakoś musimy ją znaleźć.
– Gdy będziemy w środku, powinnam odzyskać połączenie z Lorettą, zaprowadzę was do niej. Wszystko jasne?
– Dlaczego nie mogę pójść z wami? – odezwał się zbulwersowany Jacob.
– Jako jedyny możesz udać się tam z Anastazją i Patrickiem będącym w moim ciele. Przydasz się im, potrzebują kogoś doświadczonego.
– Dobrze, ale czy uda wam się dostać do królestwa tajnym wejściem?
– Miejmy taką nadzieję. A jeśli to już wszystko, to do dzieła – klasnęłam w dłonie dając znać żeby przyjaciele ustawili się dookoła mnie i Patricka.
Uniosłam jego podbródek i uśmiechnęłam się pokrzepiająco. Musiał być silny, w końcu będzie teraz udawał mnie, a przynajmniej do momentu, gdy zaklęcie nie zostanie przerwane, co może stać się, gdy tego zapragniemy, lub gdy stanie się coś złego, o czym wolałabym teraz nie myśleć.
Dobrze, to zaczynamy przedstawienie. Klękam na kolanach i łapię Patricka za ręce. Odnajduję w sobie esencję mojej mocy i wkładając w to całą moją siłę, mówię:

Duchu elfiej krainy, który pobłogosławiłeś mnie swą mocą,
Bądź dziś naszym przewodnikiem.

Nie otwierając oczu daję Patrickowi znać, że teraz będziemy musieli wypowiedzieć wspólnie formułkę.

Moja moc, moja dusza
Niech miejscami zamienią się z esencją istoty brata mego
Królewska krew
Królewska moc
Moje imię moją kotwicą

Z ostatnimi słowami poczułam jak cała energia mojej istoty zbiera się w sobie i unosi się ponad moje ciało. Dostrzegłam nawet, że to samo dzieje się z Patrickiem z tym, że jego aura miał błękitny kolor, a nie złoty tak jak u mnie. Nie musiałam już nic robić, bo zaklęcie poprowadziło mnie bezpiecznie do jego ciała, w którym wylądowałam po chwili. Szarpnęło mną do przodu i ręką zakryłam usta.
Nie, nie, nie – pobiegłam szybko do łazienki i zwymiotowałam, po czym bezsilna osunęłam się wzdłuż ściany. Zamknęłam oczy wzięłam głęboki oddech. Nie żebym źle myślała o moim gospodarzu, ale ciało Patricka przyprawiało mnie o mdłości.
Drzwi otworzyły się z hukiem i zobaczyłam przed sobą zmieszanego Jacoba. Usiadł pod ścianą naprzeciwko mnie i delikatnie się uśmiechał.
– To jest dziwne, patrzeć na ciebie, gdy jesteś w jego ciele.
– Mi to mówisz?
– Fakt, ale zaklęcie się udało, prawda?
– Chyba tak – odpowiedziałam niemrawo.
– W takim razie chodź, dołączymy do reszty.
Przyjęłam ramię pomocnego Jacoba i razem wyszliśmy z łazienki. Naprawdę nie wiecie ile bym dała, żeby zobaczyć Jacoba obejmującego ciało Patricka, to musiało być cudowne.
– Co teraz robimy? – odezwał się szorstko Patrick.
Uniosłam głowę do góry i z rozbawieniem spojrzałam na chłopaka, który był w moim ciele i zachowywał się bardziej dziewczęco niż ja przed zamianą ciał. Właściwie powinno mnie to ucieszyć, bo przynajmniej nie musiałam go uczyć jak siadać w sukience.
Tak – pomyślałam uśmiechając się do siebie. – Z Patricka byłaby cudowna dziewczyna.
– Patrick, Anastazja i Jacob udają się do Elise tak jak to zaplanowała matka Annie.
– Myślałem, że żartowałaś i jednak pójdę z tobą – odezwał się urażony Jacob.
Spojrzałam na niego rozgniewana i wolno odpowiedziałam:
– Patrick i Annie potrzebują kogoś doświadczonego.
– Niech pójdzie z nimi Marcus!
Jacob krzyczał, a ja starałam się uspokoić, żeby go nie uderzyć. Nie wiadomo jakby się to skończyło, bo w końcu, jako Patrick jestem wyższa od Jacoba.
– Może jej towarzyszyć tylko strażniczka i brat cioteczny, a dlaczego? Bo twoją babką też jest Elizabeth!
– Dobrze, ale skąd mam mieć pewność, że sierotka przeniesie nas w dobre miejsce?
– Spróbuje i zobaczycie gdzie się znajdziecie.
– I mówisz to tak po prostu?
– A jak mam to mówić?
– Dobrze, nie ważne.
– Wspaniale, Jacob się obraził, kto następny? – zapytałam i uważnie przebiegłam wzrokiem po przyjaciołach. Nikt nie spojrzał mi w oczy, więc dodałam: – Ok, w takim razie Patrick zabierz ich do Elise, a ja zajmę się Marcusem i twoim bratem.
– Dasz radę? – zapytał niepewnie.
– Jestem następczynią tronu, oczywiście, że dam rade, a teraz zjeżdżaj mi z oczu.
Patrick posłusznie chwycił za ręce Anastazję i Jacoba, który wykrzywił usta w taki sposób, jakby zaraz miał zwymiotować. Przed nimi otworzył się portal, w którym po chwili zniknęli, a ja zostałam sama z moimi wojownikami.
– Gotowi? – zapytałam Marcusa i Artura, którzy właśnie uzbrajali się w noże i pistolety.
– Oczywiście szefowo – odpowiedział Artur ciesząc się jak małe dziecko.
– W takim razie do dzieła chłopcy!
Z uśmiechem na ustach otworzyłam portal i przeprowadziłam przez niego przyjaciół. Jeśli ta akcja się uda, wszystko się zmieni.
Razem z chłopakami upadam na ziemię, z której uniósł się kurz wywołując u nas kaszel. Nie było to nic dziwnego zważając na to, że przeniosłam nas do części królestwa, w której prawdopodobnie nikt nie był od czasów królowej Mareye, która zaczarowała bramę światła tak, aby mogła przenieść nas do ukrytego zamku Elise.
Podniosłam się z ziemi, nadal nie mogąc przyzwyczaić się do męskiego ciała, w jakim aktualnie przebywałam. Dookoła nas znajdowało się zrujnowane królestwo przodków wszystkich dynastii elfów. Legenda głosiła, że byli naprawdę potężni, jednak całą harmonię zakłóciła wojna domowa. Jak nietrudno się domyślić, dzieci pary królewskiej rozpoczęły walkę o władzę. Zniszczyły królestwo, pozbyły się rodziców i na koniec musiały przyjąć do wiadomości, że tylko jedno z nich może rządzić. Tak właśnie zaczęły się rządy przodków Patricka.
Teraz to miejsce wyglądało koszmarnie, wszędzie leżały kawałki poodrywanych od murów kamieni, a z budynków chyba nic się nie zachowało. Chciałabym rozejrzeć się tutaj, ale miałam coś do zrobienia. Skinęłam na chłopaków i zaczęłam iść przed siebie, wczuwając się przy okazji w energię starego królestwa. Po jakiś piętnastu minutach szybkiego marszu doszliśmy do bardzo dobrze zachowanej studni. Właściwie to wyglądała prawdopodobnie tak samo dobrze jak w latach swojej świetności, zrobiono ją z kamieni i nawet z daleka można było wyczuć w niej magię.
– Studnia królowej – powiedziała smutno Irisse i usiadła na brzegu studni.
Przyglądałam się chwile zjawie zastanawiając się czy podejść bliżej, a może jednak nie zwracać na to uwagi i pójść dalej szukając bramy.
– Wiesz, co mówią o studniach, mogą spełnić każde twoje życzenie, ale tylko jedno – widząc moją niewzruszoną minę zaśmiała się i dodała: – Nie podejdziesz tutaj, bo boisz się, że twoje serce wypowie za ciebie życzenie. Tak naprawdę jedyne czego pragniesz, to tamten nieszczęsny chłopak, ale nie przyznasz tego nawet przed samą sobą, prawda?
– Odejdź, to nieprawda!
Zamknęłam oczy i zasłaniając swoje uszy cofnęłam się o krok do tyłu. Wpadłam w panikę. Irisse widywałam już wcześniej, jednak teraz to wszystko było bardziej intensywne. Czułam jej zapach i jestem prawie pewna, że mogłabym jej dotknąć.
– Alice. Alice, otrząśnij się!
Na policzku poczułam ból po uderzeniu. Spojrzałam przed siebie i ujrzałam zaniepokojonego Marcusa, który próbował przywołać mnie do porządku.
– Nie ważne, co się stanie, nie pozwól mi podejść do studni.
– O co ci chodzi?
– Obiecaj mi to, nie wiem jak długo wytrzymam. Ona, ona… Marcus, od czasu przeczytania księgi przodków widzę zjawę, jest to duch mrocznej królewny Irisse.
– Dlaczego nic o tym nie wiem?! Nigdy nie pozwoliłbym ci tutaj przyjść, gdybym o tym wiedział. Na miłość boską, przecież wiesz, co to oznacza. Zaczynasz widzieć istoty ze świata duchów, gdy sama jesteś blisko krawędzi. Alice, grozi ci niebezpieczeństwo!
Krzyki Marcusa mnie nie uspokoiły, wręcz przeciwnie, zaczęłam wszystko analizować i nie mogłam zrozumieć jakim cudem nie skojarzyłam faktów. Irisse przyszła po mnie.
Spojrzałam w stronę smutno uśmiechającej się zjawy i chociaż czułam żal na myśl o wszystkim, co mogę stracić, to wiedziałam, że muszę przez to przejść. Jestem strażniczką i moim obowiązkiem jest ochrona Anastazji i Loretty, dla nich jestem gotowa zrezygnować z siebie.
– Nic mi nie będzie – powiedziałam patrząc w niebieskie oczy Marcusa. – Musisz mi jednak obiecać, że zanim dotrzemy do bramy nie pozwolisz mi się zatrzymać ani niczego dotknąć. To miejsce przyzywa mnie do siebie, a i tak jestem osłabiona przez zaklęcie zamiany.
– Dobrze, będziemy przy tobie czuwali.
Oboje pokiwali głowami, a ja odetchnęłam z ulgą, przynajmniej nie byłam sama.
Całą drogę do bramy spędziłam na wpatrywaniu się w ziemię. Nie chciałam się rozpraszać, musiałam skupić się na mojej intuicji, która prowadziła nas do celu.
W pewnym momencie naszej wędrówki Marcus zagrodził mi drogę ręką. Spojrzałam przed siebie i ujrzałam kępy uschniętych krzaków róży. To oznaczało tylko jedno…
– Jesteśmy na miejscu.
– O czym ty mówisz, nie przejdziemy tędy.
Spojrzałam uważnie na Marcusa i uśmiechnęłam się smutno, może po raz ostatni mogę tak na niego patrzeć. Nie wiadomo, co czeka na nas po drugiej stronie. Chciałabym, żeby wiedział jak bardzo go szanuję.
– Artur?
– Tak – odpowiedział błyskawicznie.
Byłam odwrócona do niego plecami, więc miałam chwilę zanim poproszę go o coś, co niekoniecznie będzie mu się podobało.
– Daj mi sztylet – mówię cicho i wyciągam do niego swoją dłoń.
Patrzy na mnie oszołomiony, ale nic nie robi.
– Muszę utoczyć królewską krew, a to nie jest moje ciało. Potrzebuję na to twojej zgody.
– Zranię siebie – odpowiada natychmiast.
– Nie otworzysz portalu, masz moc czarownic.
– Dobrze, ale nie podoba mi się ten pomysł – mówi nieprzekonany i podaje mi mały, srebrny sztylet, którego szpic wbijam w swój palec.
Uklękam powtarzając w myślach swoją mantrę i przykładam palec do ziemi. W powietrzu wybucha wielka fala energii, od której robi mi się słabo, jednak staram się nadal utrzymać na nogach. Przede mną uschnięte krzaki róży rozstępują się na boki i ożywają. Kwiaty, jakie wyrosły mają różne kolory, nawet takie niespotykane w ludzkim świecie. Wszystko wygląda wspaniale, a pachnie jeszcze lepiej. Chciałabym się tutaj położyć i zasnąć.
– Nie! – słyszę z oddali poważny głos.
Marcus bierze mnie za ramiona i pomaga wstać, dzięki niemu przypominam sobie dlaczego tutaj przybyłam. Odwracam się i widzę przed sobą ogromną bramę zbudowaną z kamieni, według legend są na niej zapisane nazwiska władców krainy elfów. Jak zahipnotyzowana podchodzę bliżej i dotykam muru.
– Nadal jest szansa na to, że obejmiesz władzę – szepcze mi do ucha Irisse i pokazuje na jasny kamień z wypisanym moim imieniem.
– Alice?
Odwracam się i patrzę na zdezorientowanego Artura. No tak, to wszystko jest też jego historią.
– Witaj w domu książę – mówię i łapię go za rękę. – Zrobimy to razem.
Wyciągam przed siebie rękę i czekam, aż krew spadnie na ziemię, która wydaje się spragniona królewskiego nektaru.
Ja, królewna Alice rozkazuję otworzyć się tym wrotom
Na moc mojego królestwa
Na moc mojej krwi 
Niech się otworzą ukryte drzwi
Alice, myśl o niej. Szukasz zamku Elise, kryjówki suki, która przetrzymuje Lorettę. Myśl – są tam twoje dwie podopieczne, musisz je znaleźć. Wyczuwasz Anastazje? Tak, to dobrze, ale nie jej szukamy, gdzie jest Loretta?
– Mam! – krzyczę i wolną ręką chwytam dłoń Marcusa.


A

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.