poniedziałek,
26

Chapter 25

Artur POV

W momencie, gdy zobaczyłem jak Jacob przytula Lorettę, coś we mnie zapłonęło. Nie było dla mnie niczym nowym, że coś do niej czułem, ale widok jak ktoś inny jest blisko niej, odebrał mi rozsądek. Zrozumiałem to wszystko, gdy przyłapała mnie na rozpyleniu wokół niej mojej mocy. Nie panowałem nad sobą i sięgnąłem po jej emocje mimowolnie, a ona ku mojemu zdziwieniu potrafiła mi się przeciwstawić. Od tamtego czasu nie mogę się oprzeć wrażeniu, że tak naprawdę nie jest uzdrowicielką, albo po prostu nie na tym polega jej moc. Potrafi wyczuć i władać energią, jest w tym aż za bardzo do mnie podobna, tylko jeszcze o tym nie wie.

Postanowiłem wszystko naprawić i znowu wkupić się w jej łaski, więc ukryłem się w sąsiednim pokoju i siedząc pod drzwiami, czekałem aż Alice zostanie sama w pokoju, jednak tak się nie stało, bo po opuszczeniu pokoju przez Jacoba, w środku nadal pozostawała Loretta, a to mi nie było na rękę. Mój plan nie przewidywał osób trzecich, więc spokojnie czekałem całą noc, nie zmrużywszy oczów nawet na chwilę. Loretta jednak jakby coś wyczuwając, spędziła całą noc przy swojej strażniczce i dopiero rano Marcus zabrał ją na śniadanie. Wiedząc, że ta chwila nie będzie trwała wiecznie, zakradłem się do pokoju obok i od razu podszedłem do Alice.

Nie ruszała się, ale w końcu właśnie to właśnie charakteryzuje ludzi w śpiączce, więc moje spostrzeżenie było dosyć głupie. Usiadłem obok niej na łóżku i przyłożyłem palce do jej skroni. Loretta popełniła jeden błąd, nie pomyślała, że śpiączka jest wynikiem zwykłego uroku.

Zamknąłem oczy i zanurzyłem się we wszechogarniającej mnie ciemności. Nie musiałem długo szukać Alice, bo pomimo osłabienia, jej aura nadal była widoczna. Podpłynąłem do niej i chwyciłem mocno jej energię, tak żeby nie mogła mi się wyrwać. W momencie, gdy udało mi się to, zacząłem powoli wychodzić ze świata duchów, w którym zbyt długie przebywanie było sporym zagrożeniem. Nim jednak zdążyłem w ludzkim świecie dojść do siebie, już zdążyłem poczuć silną dłoń zaciskającą się na mojej krtani. Otworzyłem gwałtownie oczy i zobaczyłem surowe oblicze następczyni tronu. Wiem, że powinienem inaczej o niej myśleć, bo zawsze była dla mnie dobra, niczym przyjaciółka, jednak faktem pozostawało, że jest kimś wyjątkowym. Nie raz słyszałem legendy krążące o jej rodzie, który każdego fascynował już od starożytnych czasów, gdy elfy nosiły jeszcze nazwy wiatrów.

Circius, tak nazywał się jej ród i takie nazwisko nosiła już wielokrotnie. Skąd to wiem? Zaskakująco wyraźnie widzę fragmenty jej poprzednich żyć, jest dla mnie jak otwarta księga.

– Co mi zrobiłeś? – jej głos wydaje się być nie tylko potężny, ale też srogi. Nie jest zadowolona z mojego widoku, a przecież to nie ja ją tak urządziłem. Nawet nie miałbym, kiedy tego zrobić, skoro w tamtym czasie, gdy zasłabła, walczyłem z Elise. Tak, to było wyborne starcie, jej stare duszysko miało naprawdę wielką moc, którą z chęcią bym zawładnął.

– Nic – odpowiedziałem, ale najwidoczniej mi nie uwierzyła, bo chwilę później wylądowałem na ścianie. Jak na osobę ledwo wybudzoną ze śpiączki, to miała dużo siły, co tylko potwierdzało moje przypuszczenia. Była o wiele silniejsza niż w poprzednich wcieleniach.

Nim się obejrzałem, Alice już nie było w pokoju, więc nie czekając ani chwili dłużej zbiegłem za nią po schodach, a po chwili gwałtownie zahamowałem. Alice stała na środku holu, naprzeciwko starszej, ale bardzo eleganckiej kobiety. Nie wiedziałem kim była, ale jej starannie ułożone siwe włosy i kostium kupiony zapewne za grube pieniądze, pozwoliły mi myśleć, że była kimś ważnym. Dopiero po chwili zauważyłem, że pod ścianą stoi zmieszane rodzeństwo, patrzące z przerażeniem na Alice. Zaciekawiony całą sytuacją, stanąłem w cieniu schodów i zacząłem uważnie obserwować całą sytuację.

– Co tutaj robisz? – warknęła nieprzyjemnie Alice, na co starsza pani zareagowała wymuszonym śmiechem.

– A jak myślisz dziecko? Czas zakończyć wasze żałosne próby zlikwidowania mnie i mojej siostry. Przybyłam tutaj, żeby wam pomóc, bo sami sobie dzieciaczki nie poradzicie w zgładzeniu Elise.

– Nikt cię tutaj nie zapraszał – powiedziała pewnie, zaplątując ręce na piersi. Nawet w piżamie wyglądała srogo, biła od niej królewska aura.

– I tutaj się mylisz, ale o tym porozmawiamy później, bo teraz musisz kogoś poznać – powiedziała z błyskiem w oku i delikatnym gestem wskazała na kogoś stojącego przy drzwiach. Z miejsca, w którym stałem, nie widziałem tej osoby, więc podszedłem bliżej, nim to jednak zrobiłem, usłyszałem Alice.

– Co on tu robi? To przecież pomocnik Elise – powiedziała trzęsąc się ze złości.

– I tu się mylisz – powiedziała kobieta, wyraźnie czerpiąc radość z tego, że Alice o czymś nie wiedziała. – Kasprian jest wolnym strzelcem, pomagał tym którzy dawali mu większe możliwości, a przynajmniej tak było do momentu, gdy nie spotkał ciebie.

– O czym ty mówisz? – zapytała cofając się o krok.

– Kasprian jest twoim strażnikiem.

Te słowa zaskoczyły nie tylko Alice, ale także mnie, szczególnie że właśnie wtedy zobaczyłem całą sylwetkę mężczyzny stojącego za starszą kobietą. Nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem, białe włosy chłopaka i ten jego przenikliwy wzrok nienaturalnie jasnych oczu, obudziły we mnie wspomnienia. W tamtym momencie zdałem sobie też sprawę z tego, że mnie pamięta, a to nie wróżyło niczego dobrego.

– W innym życiu, gdy nazywano cię Allią Circius byłem twoim strażnikiem. Z powodów o których nie chcę mówić, przestałem się starzeć i przeżyłem wieki czując piętno porażki, bo nie zdołałem cię uratować, jednak teraz poświęcę wszystko, żeby znowu cię nie stracić – powiedział, a ja poczułem gęsią skórkę na swoim ciele.

Kasprian był niebezpieczny i bez względu na to jak bardzo Alice nie będzie chciała jego ochrony, on i tak będzie się obok niej kręcił, co jest jednoznaczne z rozpoczęciem na nowo naszych małych wojenek.

Zdenerwowana Alice odwróciła się i minąwszy mnie, pobiegła schodami na górę, ignorując nawoływania bliźniaków. Nikt nie był w stanie powstrzymać tego huraganu, jakim była elfia królewna, no może prawie nikt…

– Dobrze, później się nią zajmiemy, teraz musimy sobie coś wyjaśnić Elizabeth – powiedziała surowo Loretta, a ja z zaskoczeniem spojrzałem na starszą panią.

A więc to jest ta słynna kobieta, będąca głową rodu Draco? Właściwie mogłem to skojarzyć, gdy powiedziała, że Elise jest jej siostrą, ale najwidoczniej byłem rozkojarzony. No niesamowite, słynna Elizabeth i to na dodatek w tym domu, to stwarza naprawdę dużo możliwości, ciekawe czy duszę ma tak samo pyszną jak jej siostra.

Pogrążony w myślach nawet nie zauważyłem, gdy rodzeństwo zniknęło w salonie razem z Elizabeth, a może powinienem powiedzieć tylko z Elizabeth, bo Kasprian został i teraz wpatrywał się we mnie złowrogo.

– Minęło wiele lat – zaczął z błyskiem w oku, a ja zaśmiałem się chłodno.

– Rzeczywiście, ale jak widzę za wiele się nie zmieniło, bo nadal jesteś sługusem.

Mój rozmówca zacisnął gniewnie pięści, a ja uśmiechnąłem się tryumfująco, mając satysfakcję z tego, że nadal potrafię wyprowadzić go z równowagi. Wyminąłem go i chciałem pójść do salonu, jednak on złapał mnie za ramię i głosem przepełnionym nienawiścią, powiedział:

– Nie myśl sobie, że nadal będziesz mógł mną pomiatać, książę. Zmieniłem się i miałem naprawdę bardzo dużo czasu, żeby nauczyć się zabijania takich gnid jak ty.


Alice POV

To po prostu jest niewiarygodne, budzę się i zastaję sapiącego nade mną Artura, potem zbiegam do holu, gdzie widzę radosną Elizabeth. Naprawdę nie wiem czyj to był pomysł, żeby ją tutaj ściągnąć, ale porozmawiam sobie o tym ze wszystkimi istotkami w tym domu. To wszystko jednak nie jest najgorsze, bo spotkałam znowu niejakiego Kaspriana, będącego na usługach wszystkich żmij tego świata. Nie chciało mi się wierzyć, że jest moim strażnikiem, ale gdy przyszedł po mnie do pokoju i namówił mnie żebyśmy wyszli przed dom, wydarzyło się coś dziwnego, czego się zdecydowanie nie spodziewałam.

Widok mnie w piżamie najwyraźniej nie zrobił wrażenia na chłopaku, bo bez mrugnięcia okiem zaprowadził mnie do altany i usiadł obok mnie. Bez pytania dotknął delikatnie mojej dłoni, a wtedy to poczułam. To było coś jakby przeczucie, które sprawiło, że przez chwilę patrząc na Kaspriana poczułam troskę, ale też lęk. Bałam się, że coś mu się stanie i nie mogłam wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje.

– Nie musisz mi wierzyć, ale lepiej będzie dla ciebie, jeśli zaakceptujesz moją obecność, bo od tej chwili nie zamierzam cię zostawiać samej sobie. Potrzebujesz ochrony.

Śmieję się mu prosto w twarz uświadamiając sobie komizm sytuacji, Kasprian jest ponoć moim strażnikiem, a ja jestem strażniczką Loretty i Anastazji. To wszystko jest tak poplątane, że w walce nie wiedzielibyśmy, kto kogo powinien chronić.

– Chciałabym się z tobą o to pokłócić, ale dopiero wybudziłam się z czegoś w rodzaju śpiączki i naprawdę nie mam ochoty na robienie scen.

– Może w takim razie pozwolisz, że przeniosę cię do strumienia życia, dzięki jego wodzie wrócą do ciebie wszystkie siły.

– O czym ty mówisz? – pytam zafascynowana, a on wyciąga w moją stronę swoją rękę, którą chwytam bez wahania.

Przenosimy się do krainy elfów, tego jestem pewna, jednak nie mam pojęcia gdzie się znajdujemy, bo to nie jest ani mój zamek ani ruiny starego królestwa. Znajdujemy się w jakimś lesie nieopodal, którego widać wzniesioną z kamieni stajnię. Nie zbaczam jednak z trasy i idę za Kasprianem wprost do lasu, w którym odnajdujemy strumień. Drzewa uniemożliwiają promieniom słonecznym dostęp do tego miejsca, a jednak woda błyszczy, jakby posiadała swój wewnętrzny blask.

Uśmiecham się i śmiało wchodzę do wody. Nie wiem, co mną kieruje, ale mam dziwne wrażenie, że nic złego mnie nie spotka. Zanurzam się w zimnej wodzie i zaskoczona odkrywam, że pachnie ona różami.

– Uwielbiałaś tutaj przychodzić – mówi zamyślony Kasprian. – Sądziłaś, że Rosegard wziął nazwę właśnie od tego miejsca, a właściwie od zapachu tej wody. Zawsze mnie dziwiło to stwierdzenie, bo tylko ty czułaś w tej wodzie róże – usiadł na skale i uśmiechnął się ciepło, mówiąc: – Taka jest właśnie magia tego miejsca, każdy widzi w nim coś innego.

A

Pierwszy raz pojawiła się w tym opowiadaniu Elizabeth z krwi i kości :) Co myślicie o niej i o Arturze, bo podejrzewam, że ci którzy go lubili zaczęli zmieniać swoje zdanie :)
Policzyłam mniej więcej ile rozdziałów zajmie mi napisanie tego, co chcę i wyszło mi, że rozdziałów będzie do 44/45 + epilog. Trochę dużo, a przynajmniej tak mi się wydaje. Teraz jest dopiero 25, a gdzie do 40 :) No cóż gdzieś trzeba upchnąć morderstwa i śluby, prawda? heh dobra już jestem cicho :D
+ Jak wam się czyta w tym szablonie tekst, bo nie wiem czy coś zmienić. Podobnie zastanawiam się w drugim opowiadaniu, tym o Lisie (było tam tyle tytułów, że sama się w tym pogubiłam).

2 komentarze:

  1. Jak dla mnie czyta się dobrze, już się przyzwyczaiłam. Na początku było dziwnie, ale teraz jest już ok.
    Znalazłam mały błąd, myślę, że to nie jest poprawnie, bo jest fraza "nie zmrużyć oka"
    nie zmrużywszy oczów
    oczu/oka (szczerze to nie jestem pewna, które będzie lepsze)
    Czy ten Kasprian, strażnik Alice, będzie nowym bohaterem w Twojej następnej opowieści? Bo w prologu to był chyba on, tylko młodszy, mam rację?
    Rozdział ciekawy, dobrze, że Alice wreszcie się obudziła, bo lubię czytać jej przemyślenia :)
    Elizabeth jest na razie nijaka. Za mało jej było, żebym mogła się wypowiedzieć jaka jest, ale chyba nie będzie taka jaka myślałam, tzn.zepsuta do szpiku kości.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to właśnie on. Miałam go nie wprowadzać za bardzo w tą część, ale stało się :)

      Usuń

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.