– Może jednak wrócimy do Rosegardu? – szepnął konspiracyjnie Kasprian, a ja ignorując chęć zapytania o to czym jest Rosegard, pokręciłam tylko przecząco głową. Musiałam dowiedzieć się co się takiego stało.
– Czy może mi ktoś powiedzieć, co się tutaj dzieje?! – zapytałam donośnym głosem, wprawiając moich przyjaciół w otępienie, a Elizabeth w lekkie zdziwienie.
Wszyscy zaczęli przekrzykiwać się w tej samej chwili, ale uciszyłam ich podnosząc do góry otwartą dłoń, naprawdę denerwowało mnie już ich szczeniackie zachowanie. Jako pierwszy uspokoił się Marcus, który nadal trzymając Patricka za kołnierz, zaczął mi wszystko wyjaśniać.
– Wszystko zaczęło się od wstępnych planów pozbycia się Elise, co wywołało oburzenie Jacoba, chwilę później Annie zaczęła go uspokajać, bo krzyczał na Elizabeth, a w międzyczasie Artur powiedział coś Lori, na co ona zareagowała wściekłością. To wtedy do akcji wkroczył Patrick, wyrzucający jej swe żale, ale jako że zaczął za bardzo się rzucać, to próbowałem go odciągnąć od mojej siostry.
– Nic z tego nie rozumiem, ale macie się pogodzić, bo nie chcę was niańczyć – powiedziałam władczo, piorunując każdego z osobna swoim wzrokiem.
Poszłam prosto do pokoju, zostawiając za sobą całą domową zgraję awanturników. Tylko Kasprian mi towarzyszył, a przynajmniej przez większość drogi, bo w odpowiednim momencie zatrzymał się na korytarzu, na którym czekał do momentu, w którym nie wyszłam z pokoju. Dziwne, zawsze inaczej wyobrażałam sobie posiadanie strażnika, myślałam że zachowuje się tak jak ja w stosunku do Anastazji i Loretty, ale przecież oni nie posiadali dodatkowego zmysłu pozwalającego wyczuwać podopiecznych, musieli zdać się na inne umiejętności.
– Dlaczego tak szybko mi uwierzyłaś? – zapytał zaczepnie Kasprian, gdy przebrana wyszłam z pokoju.
Sama zadawałam sobie to pytanie. Z natury nie byłam za bardzo ufna, a jednak łatwo przyszło mi zaakceptować fakt, że Kasprian może być moim strażnikiem.
– Może po prostu jesteś… – zamyśliłam się próbując coś wymyślić, ale nie dałam rady, więc tylko powiedziałam: – Poddaję się, jesteś totalnym przeciwieństwem osoby, której mogłabym zaufać.
– W takim razie jesteś… – zaczął, ale przerwał mu Jacob, który nagle zziajany pojawił się przede mną.
Wyglądał jak nie on, byłam zaskoczona jego zachowaniem, tym bardziej, że chwilę później złapał mnie jedną ręką za tył głowy, a drugą objął mnie w pasie i zaczął mnie całować bez opamiętania. Nasze ciała zespoliły się ze sobą w czasie, gdy jego pocałunki przybierały na sile. Zachowywał się tak jakby właśnie odzyskał coś co stracił, a przecież nigdy nie byłam jego, prawda?
Świadoma gorzkiej prawdy, jaką była jego wieczna oziębłość względem mnie, odsunęłam go od siebie i spojrzałam w jego zamglone oczy.
– Co ty robisz? – zapytałam łamiącym się głosem.
– Wiem, że możesz teraz o mnie źle myśleć, ale te dni, które spędziłaś leżąc bez świadomości w łóżku, były najgorszym czasem w moim życiu. Wiem, że nie powinniśmy być razem, ale nie wybaczyłbym sobie kolejnych lat zmarnowanych na udawaniu, że nic do ciebie nie czuję. Alice… – chwycił mnie za ręce i spojrzał mi głęboko w oczy, mówiąc: – Kocham cię.
Zamknęłam oczy i poczułam jak kąciki moich ust mimowolnie podnoszą się do góry. Naprawdę nie wiedziałam, co tu się działo, gdy byłam nieprzytomna, ale było warto. To było niewiarygodne, Jacob naprawdę mnie pocałował, a chwilę później wyznał mi miłość. Nie czekając ani chwili dłużej przytuliłam się do niego i z niewiarygodną ulgą wdychałam jego zapach. Był tutaj, przy mnie i nie zamierzał odejść, chyba będę musiała się co chwilę szczypać w rękę, żeby móc uwierzyć, że to nie jest sen.
– Jacob – szepczę cicho, ale on tylko jeszcze mocniej mnie do siebie przyciąga.
– Obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze, już cię nie opuszczę – mówi.
Tak, wszystko będzie dobrze. A właściwie, co mogłoby być nie tak? Przecież za taką relację ze mną Jacob może mieć tylko ściętą głowę, a mnie mogą pozbawić tronu. Tak, naprawdę wszystko będzie dobrze.
– Ktoś idzie – słyszę surowy głos Kaspriana i szybko odskakuję od Jacoba, który zmieszany nadal patrzy się w miejsce, gdzie przed chwilą stałam.
Podbiegam do Kaspriana i właściwie tylko tyle zdążam zrobić, bo u szczytu schodów staje Elizabeth. Idealnie dobrany strój i perfekcyjnie ułożona fryzura nie zmylą mnie, wiem jakim diabłem wcielonym jest. Starsza kobieta opiera się o poręcz i wymownie patrzy na mnie i Jacoba, całkowicie ignorując przy tym Kaspriana.
– Zawsze wiedziałam, że waszą dwójkę do siebie ciągnie – powiedziała chłodno. – Nie spodziewałam się tylko, że będziesz aż tak nierozważny, mój chłopcze. Ta dziewczyna jest cholerą, chorobą która zabije wszystkich którzy znajdą się za blisko niej.
– Nie rozumiem, o czym mówisz Elizabeth – syczy gniewnie, nadal stojąc parę kroków za mną.
– Wiem więcej niż wam się wydaje, dzieci.
Śmiech Elizabeth można śmiało porównać do rechotu żaby, obślizgłej i ohydnej żaby, którą zadusiłabym chętnie własnymi rękami. Kasprian jakby odczytując moje myśli, stanął przede mną i wyzbytym emocji głosem, powiedział:
– Żyję dłużej od ciebie i możesz być pewna, że znam sposoby na to jak się pozbyć takich pasożytów jak ty, więc radziłbym ci nie grozić królewnie.
– Nie będziesz mnie pouczał! – krzyknęła gniewnie. – To ja cię tutaj przyprowadziłam! Powinieneś być mi wdzięczny, że odnalazłeś Alice!
Wpatrywałam się z zaskoczeniem w wyprowadzoną z równowagi Elizabeth, widziałam też wyraźnie jak żyłka na jej szyi, niebezpiecznie szybko drga. Chyba pierwszy raz spotkałam się z sytuacją, że ktoś tak szybko wyprowadził z równowagi tą wiedźmę.
– Zmywajmy się stąd – szepnął mi do ucha Jacob, a ja powoli przytaknęłam i dałam mu się poprowadzić do niedużego saloniku, w którym po chwili jakby na zawołanie, pojawiła się Loretta.
Po raz pierwszy od bardzo dawna mogłam to zrobić. Wyrwałam się z uścisku Jacoba i podbiegłam do przyjaciółki, która radośnie mnie uściskała i z chytrym uśmieszkiem, powiedziała:
– Widzę, że dotrzymał obietnicy i w końcu powiedział ci, że podkochuje się w tobie od zawsze.
Zaśmiałam się i opadłam na sofę. Tak, mogłam się spodziewać, że Lori maczała w tym palce. Rozejrzałam się powoli po małym pomieszczeniu, w którym znajdowało się parę obrazów zapewne starszych od mojej matki. Właściwie były one jedynymi ozdobami białych ścian, nawet meble niczym specjalnym się nie wyróżniały, no może poza tym, że siedziała na nich dwójka moich przyjaciół.
– To… – zaczęłam patrząc na Lorettę. Matko, jak ona się zmieniła. – Zakładam, że nikomu nie powiedziałaś o twoim małym dochodzeniu przed porwaniem, prawda?
– Nie – odpowiedziała zmieszana.
Jacob przyglądał nam się lekko zdezorientowany, ale nic mu nie wyjaśniałam, tylko ponownie zaczęłam nurtujący mnie temat.
– Tak myślałam, ale pytanie polega na tym, czy naprawdę miało to coś wspólnego z tym porwaniem?
– Nie – odpowiedziała pewnie. – Zabrali mnie z ulicy, a podczas tych wszystkich lat nikt mnie nie pytał o to, co wiem o białym kruku. Swoją drogą, gdybym wcześniej poznała Anastazję, to nie zajmowałabym się tym, bo nie było warto. Naprawdę, jak ty wytrzymujesz z tą upierdliwą laleczką?
– Z czasem ją polubisz – powiedziałam kończąc temat.
Musiałam to wszystko przemyśleć. Loretta lata temu badała w tajemnicy sprawę białego kruka. Nawet ukradła Elizabeth sztylet, który swego czasu oddałam Anastazji, tłumacząc że należał do niej w innym życiu. Pozostawała też sprawa Elizabeth i Elise, sióstr zrodzonych ze związku białego kruka i jego rycerza. Powinny już dawno zginąć, a jednak nadal wszędzie było ich pełno. Nie podobało mi się to i gdzieś tam na dnie umysłu wiedziałam, że z pozwoleniem Anastazji, czy też bez niego, będę musiała się ich jakoś pozbyć. Nie wiedziałam tylko jak…
– A gdzie była Anastazja? – zapytałam przypominając sobie, że w czasie walki u Elise nigdzie jej nie widziałam.
– Z tego, co słyszałem była w jednej z komnat przetrzymywana, a potem gdy się wydostała, popędziła gdzieś, żeby znaleźć jakiś ważny przedmiot.
– Co ona wykombinowała? – zadałam na głos pytanie, na które nie oczekiwałam żadnej odpowiedzi. Wiedziałam, że z czasem wszystko się wyjaśni.
A
To jak, w końcu Jacob się ogarnął? Na to wygląda, ale czy to wystarczy?
Tak, ogarnął się :) Choć już sama nie wiem czy nie wolę Patricka - jestem taka niezdecydowana :P
OdpowiedzUsuńPodobało mi się, głównie z powodu Kaspriana, chyba został moim ulubionym bohaterem. Szkoda, że Alice ma już zajęte serce :)
Ciekawa jestem co wymyśliła Anastazja, obstawiam, że będzie chciała chronić Elizabeth i Elise. Może znajdzie sposób, żeby się pogodziły i stanęły po dobrej stronie.
Czekam na kolejny rozdział.
amandiolabadeo.blogspot.com
Tutaj Alice ma zajęte serce, ale przecież Kasprian znał ją już wcześniej... :)
OdpowiedzUsuń