Czyszczenie butów było dla mnie zawsze czymś nudnym, na co nie chciałam poświęcać zbyt wiele czasu, jednak tego dnia to właśnie ta czynność tak bardzo mnie zaabsorbowała. Czyściłam czarne trapery, które po założeniu sięgały mi do połowy łydki. Mógłby ktoś powiedzieć, że nie będą pasowały do moich sukienek, jednak tym razem nie ubrałam sukienki, bo pierwszy raz od bardzo dawna miałam na sobie spodnie. Właściwie, to ubrałam się podobnie jak Marcus i Jacob. Czarną koszulkę miałam wciśniętą w spodnie koloru moro, które miały mnóstwo kieszeni, jednak najważniejszy był pas na moich biodrach, bo to właśnie tam miałam przyczepione dwie pochwy ze sztyletami. Wzięłam nawet swoją różdżkę, nie używałam jej od wieków, ale gdybym była osłabiona, albo nieprzytomna, to wtedy ja, albo któryś z moich towarzyszy bez problemu otworzy portal i nie zabłądzi podczas przejścia w bezpieczne miejsce.
Na moją prośbę Kasprian zabrał stąd Artura i Patricka, wmawiając im, że są mu potrzebni do załatwienia spraw związanych z Elizabeth, która tak naprawdę nie zginęła, a przynajmniej nie ta prawdziwa, bo jak się okazało, Anastazja ocaliła swoją babkę. Dusza jednej z córek białego kruka, która zamieszkała ciało Elizabeth, została zniszczona, a prawdziwa babcia Jacoba i Anastazji wróciła do naszego świata, chociaż po tylu latach spędzonych w ciele kota, nabyła różnych, dziwnych nawyków.
– Alice?
– Tak?
Odwracam się i patrzę na stojącego nade mną Jacoba. Wydaje się smutny i właściwie nie musi mi za wiele mówić, żebym wiedziała po co przyszedł.
– Proszę, nie mów tego – szepcze, czując jak w moich oczach pojawiają się łzy.
Kątem oka zauważam jak kuca obok mnie i chociaż przez łzy, wszystko co widzę jest zamazane, to dobrze wiem, że nie spuszcza ze mnie wzroku. Wiem to, bo jego spojrzenie wypala we mnie dziurę. Odwracam głowę i przygryzam usta, nie pozwalając, żeby łzy spłynęły po moich policzkach. Mam nadzieję, że wyparują, znikną, tak samo jak zagrożenie, które nad nami wisi.
– Muszę ci to powiedzieć na wypadek, gdyby…
Słyszę jak głos mu się łamie i wiem, że jest mu ciężko, jednak nie wytrzymuję tego i zrywam się z podłogi.
– Nie waż się tego mówić! – krzyczę, ale nie przejmuję się tym, bo dzisiaj nikt tutaj nie przybiegnie, żeby zobaczyć, co się dzieje.
W tym samym momencie, w którym podniosłam na niego głos, zdałam sobie sprawę, że puściły mi wszystkie hamulce, nawet te które powstrzymywały mnie przed płaczem. Jacob podszedł do mnie i z całej siły przytulił mnie do siebie. Wdychałam jego zapach i mimowolnie wbijałam paznokcie w jego ramiona. Nie chciałam go puścić, nie chciałam go stracić.
– Jacob, ja… – powiedziałam pomiędzy spazmatycznymi napadami płaczu.
– Też cię kocham – wyszeptał w moje włosy.
Czułam jak ściska mnie mocniej niż jeszcze chwilę wcześniej, ale nie przeszkadzało mi to, potrzebowałam tego. Potrzebowałam każdego, nawet najmniejszego dotyku, słowa, które mógł mi dać, chciałam się tym nacieszyć dopóki miałam taką możliwość, bo w walce może się stać wszystko.
– Nie mogę – odsuwam się od niego. – Jacob, nie mogę teraz się rozczulać, tuż przed walką – mówię i wycieram wierchem dłoni mokre policzki.
– Rozumiem – odpowiada smutno i kiwa głową, po czym odchodzi, a ja zostaję sama.
Odwracam się i patrzę na swoje żałosne odbicie w lustrze, moje włosy pomimo, że są zebrane w kitkę, wydają się być w nieładzie, oczy mam podkrążone, jednak to moje spojrzenie zdradza jak jest mi ciężko.
– To twoje przeznaczenie – mówi Irisse.
Widzę ją w odbiciu lustra, wydaje się jeszcze piękniejsza niż ostatnim razem, ale jej piękno jest przerażające.
– Nie zabierzesz mnie ze sobą – szepczę surowo, a ona uśmiecha się smutno.
– Przeceniasz mnie, nie wszystko zależy ode mnie – mówi i znika.
Marcus, gdy tylko usłyszał, że nie chcę brać ze sobą Patricka i Artura, zapytał o nasz powrót, czy tym razem dam radę. Odpowiedziałam, że nie mamy innego wyjścia i tak też myślałam. Z jakiegoś powodu odkąd obudziłam się przy Arturze, przestałam ufać chłopakom, bo skoro Loretta nie potrafiła mnie uzdrowić, to jakim cudem obudził mnie właśnie Artur? Między innymi przez te wszystkie niejasności nie chciałam ich w to mieszać i właśnie dlatego na spotkanie z Elise wybiorę się z Jacobem, Anastazją i bliźniętami.
Mając w głowie bałagan i wiedząc, że nic nie przełknę, pobiegłam do Loretty, która właśnie przygotowywała się do wyprawy u boku brata. W swoim towarzystwie zachowywali się jak dobrze naoliwiona maszyna i nawet kłujący w oczy tatuaż Loretty nie wyprowadzał Marcusa z równowagi, wszyscy żyli teraz tylko jednym, walką jaka była przed nami.
– Coś się stało? – zapytała Loretta z automatu, gdy weszłam do sali treningowej.
– Nic – odpowiadam patrząc niepewnie na Marcusa. – Chciałam sprawdzić, czy jesteście już gotowi, bo ja, ja… – zająknęłam się – chciałabym mieć to już z głowy.
Marcus jak zwykle wyczulony na wszystkie zmiany w zachowaniu bliskich mu osób, szybko podniósł głowę i po przenikliwym przyjrzeniu się mojej twarzy, odłożył broń, którą miał w rękach i podszedł do mnie. Chwycił moją twarz w swoje dłonie i z niezadowoleniem pokręcił głową.
– Musisz się uspokoić, jesteś kłębkiem nerwów.
– Nic mi nie będzie.
– Nic? – pyta nieprzekonany.
– Wszystko będzie dobrze.
– Widziałaś zjawy? – pyta, a za jego plecami jak na zawołanie, pojawia się Irisse.
– Nie – odpowiadam, a zjawa z niezadowoleniem kręci głową.
– To dobrze, nie chciałbym się jeszcze o ciebie martwić. Musimy to wszystko załatwić szybko i sprawnie, a co ważniejsze, musimy wrócić w komplecie, innych opcji nie dopuszczam do swoich myśli – mówi przekonany.
Uśmiecham się delikatnie, bo mój przyjaciel brzmi, jakby był przywódcą i tak właściwie, ta rola pasowałaby do niego. Może kiedyś… Przy boku Anastazji zapewne będzie miał okazję do przewodzenia większą ilością czarownic.
– Marcus? – głos Jacoba wyrywa mnie z zamyślenia.
Odwracam się i widzę jak chłopak, z którym niedawno rozmawiałam, stoi w drzwiach i nie wygląda na zadowolonego.
– Musimy się przenieść do krainy elfów jak najszybciej.
– Dlaczego? Planowaliśmy…
– Alice już nie jest tutaj bezpieczna – mówi, całkowicie ignorując moją obecność. – Ludzie powiązani z rodziną Patricka chcą przypuścić na nią atak. Jesteśmy od nich silniejsi, ale sam dobrze wiesz, że od dłuższego czasu planowali coś większego.
– Rozumiem – odpowiada Marcus, a wyraz jego twarzy nie zdradza żadnych emocji. – Przyprowadź tutaj natychmiast Anastazję, wynosimy się stąd.
A
Świetne !!!!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń